Kiedy Ballmer ogłosił, że w ciągu roku zrezygnuje z kierowania Microsoftem, analitycy nie zostawili na nim suchej nitki. Podkreślali, że Big Steve (tak nazywają go zwolennicy) kompletnie zawalił rynek urządzeń mobilnych, dając się wyprzedzić niegdyś wyśmiewanym konkurentom – Apple’owi i Google’owi. Że radykalnie odmieniony system Windows 8 jest nielubiany przez użytkowników, a sprzedaż własnych tabletów firmy o nazwie Surface to katastrofa. I że zniecierpliwiony nieporadnością Microsoftu rynek pozytywnie zareagował na zapowiedź Big Steve’a, podnosząc cenę akcji o ponad 7 proc.
Ogłoszona w tym tygodniu decyzja o wykupieniu przez Microsoft części Nokii zajmującej się produkcją telefonów komórkowych zaskoczyła wszystkich, choć wiadomo było, że Ballmer sondował Finów od lutego. A ta decyzja ustępującego szefa Microsoftu może przykryć dotychczasowe porażki na rynku mobilnym.
„Kocham tę firmę!”
Bo nawet najzagorzalsi krytycy Ballmera przyznają, że biznesowa strona Microsoftu jest w doskonałej formie. Firma pewnie stoi na nogach dzięki potędze Windows i Office. W dodatku udało mu się dokonać niemożliwego – konsole Xbox podbiły rynek gier zdominowany wcześniej przez Sony.
Pod jego kierownictwem Microsoft trzykrotnie podwyższył przychody i dwukrotnie powiększył zyski – do ok. 23 mld dolarów rocznie. Jeżeli porównać to z sytuacją, w jakiej znalazły się np. IBM, HP, BlackBerry czy kupiona właśnie Nokia, to okaże się, że Ballmer z mobilną rewolucją poradził sobie zaskakująco dobrze.
Jego 33 lata w Microsofcie najkrócej określają słowa „Kocham tę firmę! ” – wykrzyczane na konferencji w 2000 roku – do dziś to jeden z częściej wyświetlanych filmów na YouTube. Zdumieni goście przyglądali się podskakującemu, pokrzykującemu Ballmerowi w przepoconej koszuli, która później – czy tego chciał, czy nie – stała się jego znakiem firmowym. Tak ma wyglądać nowy szef Microsoftu, przejmujący stery największej firmy świata z rąk powściągliwego Billa Gatesa? „Yeeaaah! Uuuu!” – ryczał Ballmer.