Kiedy w listopadzie 2011 roku szwedzki programista Markus Persson prezentował oficjalną wersję „Minecraft", nikt nie przypuszczał, że gra zrobi tak błyskawiczną karierę. „Blokowa" grafika, prosta rozgrywka opierająca się na inwencji samych graczy budujących światy z klocków podobnych do Lego – ta gra w niczym nie przypomina superprodukcji w rodzaju „Call of Duty" czy „Grand Theft Auto". A jednak do połowy tego roku grę w różnych wersjach kupiło ok. 54 mln osób. Działa na pecetach, konsolach gier i urządzeniach mobilnych (wersja dla Androida kosztuje 24 zł, na Apple iOS 5,99 euro).
I to właśnie za producenta „Minecrafta", należącą do Perssona firmę Mojang, Microsoft chce teraz zapłacić okrągłe 2,5 mld dolarów. Kiedy w 2000 roku Microsoft zawierał podobną transakcję, przejmując Bungie Software (producenta konsolowego przeboju „Halo"), zapłacił między 30 a 40 mln dolarów.
Dlaczego Microsoft płaci tyle za producenta jednej gry, firmę zatrudniającą obecnie zaledwie ok. 40 pracowników? Odpowiedź nie kryje się w świecie konsoli gier, lecz... smartfonów. Windows Phone jest jedyną liczącą się platformą mobilną, dla której nie ma wersji „Minecrafta". Persson wcześniej oznajmił, że nie ma sensu robić gry dla mało popularnych smartfonów.
Według danych IDC system Microsoftu nie stanowi konkurencji dla programów Apple i Google. Android powoli dobija do 85 proc. rynku, iOS ma niecałe 12 proc., a Windows Phone... 2,5 proc.
Firmie nie udało się dotąd przekonać klientów, że smartfony i tablety z systemem Windows są „fajne" i oferują młodym użytkownikom coś, czego nie ma konkurencja. Sklep z aplikacjami dla Windows Phone prezentuje się skromnie w porównaniu ze sklepami dla Androida i iOS. Zakup Mojang oznacza zapewne, że rekordowo popularna gra pojawi się na smartfonach Microsoftu. Nie wiadomo, czy nie zniknie z ekranów urządzeń konkurencji.