Netbooki, subnotebooki, minilaptopy – to nazwy na niedrogie urządzenia będące zmniejszonymi komputerami przenośnymi. Mają ekrany o przekątnej od siedmiu do dziesięciu cali, czyli o połowę mniejsze niż tradycyjne laptopy. Zwykle opierają się na energooszczędnych procesorach (najczęściej Intel Atom), znacznie mniej wydajnych niż te używane w „pełnowymiarowych” urządzeniach. Mają też klawiatury o standardowym układzie, lecz o 10 – 20 proc. mniejsze niż te znane z maszyn biurkowych. Wreszcie ceny – w Polsce zaczynają się od ok. tysiąca złotych (choć mogą w przypadku lepiej wyposażonych modeli przekroczyć 2 tys. zł).
Za tę sumę otrzymujemy komputer umożliwiający wykonanie prawie tych samych zadań, co pełnowymiarowy laptop. Prawie – bo producenci musieli na czymś oszczędzać. W przypadku netbooków oznacza to, że otrzymamy mniejszy ekran o niższej rozdzielczości, mniejszą pamięć i mały twardy dysk (lub dysk typu SSD podobne do pamięci flash). W praktyce przeglądanie Internetu na niewielkim ekranie będzie mało komfortowe, będziemy musieli zadowolić się starszym systemem operacyjnym (np. Windows XP), a o przechowywaniu filmów czy innych dużych plików lepiej od razu zapomnieć. Ze względu na słabsze karty graficzne, netbooki nie nadają się do gier. – Jeśli kiedykolwiek używałeś netbooka, wiesz, że jest fajny przez godzinę – uważa Stu Pann, wiceprezes Intela. – To nie jest coś, czego można używać dzień w dzień.
[srodtytul]Zabójca starszych braci[/srodtytul]
Mimo tych ograniczeń miniaturowe pecety cieszą się ogromnym powodzeniem. Według badań firmy IDC w tym roku na całym świecie sprzedanych zostało ok. 11 mln netbooków. To prawdziwa eksplozja – rok temu było to tylko niecałe 200 tys. Z szacunków firmy badawczej Gartner wynika, że w 2012 roku po takie minikomputerki sięgnie 50 mln nabywców.
Oferują je dziś prawie wszyscy liczący się producenci sprzętu komputerowego (m.in. Asus, który jako jeden z pierwszych wprowadził takie urządzenia na rynek w postaci EeePC, Acer, Samsung, HP, Dell, LG, Fujitsu Siemens czy MSI).