Dzięki setkom tysięcy fotografii wykonanych z jadącego samochodu przeglądanie map w Internecie nabrało nowego wymiaru. Zamiast patrzeć z góry, jak z satelity, dzięki Street View patrzymy z perspektywy człowieka. Obraz na ekranie można powiększać, obracać i przesuwać się wzdłuż ulic.
Zdjęcia przedstawiają dokładny obraz z ok. 100 miast. Widok ulicy jest obecnie dostępny w dziewięciu krajach (USA, Nowej Zelandii, Australii, Japonii, Francji, Włoszech, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii i Holandii). Teraz czas na Polskę. Jak zapowiadają przedstawiciele Google, na ulice Warszawy i Krakowa wkrótce ruszą samochody, których celem jest wykonanie dokumentacji fotograficznej. Później zdjęcia będą obrabiane i łączone. Efekty zobaczymy za kilka miesięcy.
Google zapewnia, że zarówno twarze przechodniów, jak i numery rejestracyjne samochodów są automatycznie zamazywane. To reakcja na oburzenie użytkowników Internetu w związku z prawdopodobnym naruszeniem prawa do prywatności osób znajdujących się na zdjęciach. Firma zastrzega, że użytkownicy mogą zażądać usunięcia z serwisu fotografii, na których rozpoznają siebie, swoje dzieci, samochody czy domy. Tylko w ubiegłym miesiącu z powodu protestów firma musiała usunąć co najmniej kilkadziesiąt zdjęć ulic w Wielkiej Brytanii.
Street View budził takie wątpliwości od samego początku. Funkcja została pierwszy raz pokazana w 2007 roku na konferencji w San Jose w Kalifornii. W ciągu kilku godzin internauci znaleźli setki zdjęć, na których można było rozpoznać twarze ludzi dłubiących w nosie, opalających się nago czy wychodzących z zakupami z sex-shopu. – Google nie szanuje prywatności ludzi – mówił wtedy „Times Online” Simon Davies z londyńskiego Privacy International. – Ktoś przez to straci pracę lub rozwali małżeństwo. I co wtedy powie Google? Powinniście uważać?
Jeśli ktoś chce wypróbować funkcję Widok ulicy, wystarczy wybrać największy poziom zbliżenia w Mapach Google.