Czy nie sądzili, jak wiele mieszkań kupowanych jest przez tzw. spekulantów, którzy zaklepywali sobie lokale wstępnymi wpłatami tylko po to, by za dwa lata, gdy będą gotowe, sprzedać je z zyskiem? A dziś dochodzi nawet do sytuacji, w której w tej samej inwestycji dewelopera są do kupienia mieszkania bezpośrednio od niego oraz od wspomnianych spekulantów (bez pejoratywnych skojarzeń). Ci ostatni (i polscy, i zagraniczni inwestorzy) oferują lokale zwykle nieco taniej niż firma, bo chcą się pozbyć kłopotu (niektórzy mają kredyty hipoteczne) i choć trochę zarobić.

Jaka jest skala tego zjawiska? Z badań firmy Reas wynika, że w Warszawie skala zakupów spekulacyjnych wśród lokali, których ukończenie planowane jest na lata 2008 – 2010, to ok. 10 tys. mieszkań (co stanowi około 50 proc. oferty z rynku pierwotnego). W Krakowie liczbę mieszkań spekulacyjnych, które już są albo mogą w najbliższych kilkunastu miesiącach znaleźć się w sprzedaży, można szacować na ok. 3,5 tysiąca, na około 3 tys. w Trójmieście oraz po ok. 1,5 – 2 tys. we Wrocławiu i Poznaniu.

– Jest to zatem, podobnie jak w Warszawie, około połowy prognozowanej rocznej sprzedaży nowych mieszkań. Lokale spekulacyjne będą zatem dodatkowym czynnikiem blokującym dalszy wzrost cen w perspektywie kilkunastu miesięcy – uważa Kazimierz Kirejczyk, prezes Reas.To dobra wiadomość dla planujących kupno mieszkania, ale nie dla deweloperów.