Jednym z kluczy do afery hipotecznej w USA jest to, że inwestorzy kupujący MBS często nie dostawali papierowej dokumentacji przekazującej im tytuł prawny do pożyczek hipotecznych, na których były oparte te instrumenty. Gdy dłużnicy przestawali spłacać pożyczki, uruchamiano zaś wątpliwą prawnie procedurę egzekucji długów. Jednym z głównych winowajców tego jest system MERS stworzony w 1995 r. przez czołowe amerykańskie banki po to, by skrócić czas sekurytyzacji długów hipotecznych oraz obniżyć koszty tego procesu.

1,3 bln dol. jest wart w USA rynek instrumentów opartych na kredytach hipotecznych

MERS jest prywatnym, elektronicznym rejestrem, którego istnienie nie jest umocowane w żadnej amerykańskiej ustawie. Operatorem systemu jest mała firma Merscorp (zatrudniająca jedynie 50 ludzi), która należy do takich gigantów jak Bank of America, Citigroup, JPMorgan Chase czy Wells Fargo.

MERS rejestruje każdy krok w procesie sekuratyzacji kredytów hipotecznych dokonywanych przez pożyczkodawców należących do systemu. Gdyby nie ten rejestr, banki musiałyby składać mnóstwo dokumentów w urzędach hrabstw. Kosztowałoby to je 40 USD za każdą pożyczkę. Obsługa jednego kredytu przez MERS to jedynie wydatek 6,95 USD. Przez 15 lat istnienia rejestru przeszło przez niego 66 mln pożyczek. Banki zaoszczędziły więc dzięki niemu wiele miliardów dolarów. Ale te oszczędności negatywnie wpłynęły na jakość dokumentacji pożyczek.

Prawnicy spierają się, czy część działalności prowadzonej przez ten rejestr jest w ogóle legalna. Zdarza się bowiem, że w imieniu MERS są wysyłane Amerykanom zawiadomienia o wszczęciu procedur przejęcia domów przez niespłacających kredyty. Wielu dłużników odwoływało się od tych zawiadomień do sądów. Stanowe sądy najwyższe w Arkansas, Kansas i Maine orzekły już, że udział MERS w tych procedurach jest sprzeczny ze stanową legislacją. Rejestr bowiem nie pożycza pieniędzy ani nie ryzykuje, że poniesie straty na pożyczkach.