- Od stycznia rośnie przeciętna cena transakcyjna mieszkań w największych miastach. Częściowo wynika to z faktu, że Polacy kupują atrakcyjniejsze lokale niż w zeszłym roku. Coraz więcej wskazuje jednak też na to, że najgorszy okres rynek ma już za sobą - twierdzi Bartosz Turek, analityk Lion's Bank.
Stabilizacja, nie hossa
Z analiz Open Finance i Home Broker wynika, że w czerwcu tego roku po raz pierwszy od kilku lat roczna zmiana cen mieszkań w największych miastach nie była poprzedzona znakiem ujemnym.
- Co prawda wzrost był niewielki, bo 1,7 proc., ale potwierdza tezę o zakończeniu trwającego od początku 2008 roku trendu spadkowego. Trzeba oczywiście mieć świadomość, że część obserwowanego od początku roku odbicia notowań indeksu cen mieszkań jest spowodowana zmianą jakości sprzedawanych mieszkań - mówi Bartosz Turek.
Analityk zwraca uwagę, do końca ubiegłego roku działał program „Rodzina na swoim”, który premiował zakup najtańszych mieszkań. - Dziś, gdy nie można liczyć na takie dopłaty, nabywcy wybierają częściej lokale bardziej atrakcyjne, czyli po prostu droższe - tłumaczy.
Zdaniem Bartosz Turka jeśli w tym roku zakończy się trend spadkowy, co wciąż nie jest pewne, bez wątpienia bardziej prawdopodobnym scenariuszem będzie stabilizacja niż hossa. - Nie można bowiem zapominać o otoczeniu, w jakim działa rodzimy rynek nieruchomości. Przede wszystkim chodzi o bardzo skromny poziom wzrostu gospodarczego, który nie stymuluje rynku pracy, a co za tym idzie - popytu na mieszkania. Co więcej, widząc ten stan, banki nie są skłonne do poluzowywania polityki kredytowej. Wręcz przeciwnie - bacznie przyglądają się wiarygodności potencjalnych kredytobiorców - podkreśla Bartosz Turek.