Trend skupowania nieruchomościowych ruin było widać już jakiś czas temu w USA. Są inwestorzy, którzy poszukują zanieczyszczonych przez koty domów, w których zagnieździły się pszczoły, szczury, nietoperze. Amerykańska firma Gorilla Capital sprzedaje budynki po generalnym remoncie ze średnim zyskiem 13 proc. W ubiegłym roku firma kupiła, wyremontowała i sprzedała 400 domów.
Kawalerka bez szyb
– Także w Polsce są klienci, którzy poszukują nieruchomości do kapitalnego remontu lub wręcz wyburzenia. Po ich odnowieniu chcą je szybko sprzedać. Dotyczy to zarówno mieszkań, jak i domów – zauważa pośrednik Paweł Grabowski z trójmiejskiej agencji BIG Nieruchomości. Szacuje, że zrujnowane nieruchomości można często kupić za cenę nawet o połowę niższą niż ta, którą osiągną po remoncie.
Mody na „ruiny" czy zdewastowane mieszkania nie zauważyła pośredniczka Joanna Lebiedź, właścicielka firmy Lebiedź Nieruchomości.
– Pojawiają się oczywiście amatorzy nieruchomości wymagających generalnego remontu, z wadą prawną lub objętych roszczeniami. Każda wada jest do przełknięcia, jeśli zrekompensuje ją odpowiednio niska cena – zauważa Joanna Lebiedź. – Regulowaniem stanu prawnego i remontami zajmują się niejednokrotnie całe firmy. Jeśli taka nieruchomość jest w wyjątkowo atrakcyjnej lokalizacji, to gra warta jest świeczki. Czas oraz poniesione nakłady pozwolą na uzyskanie dobrej ceny.
Zdaniem Pawła Grabowskiego o niskich cenach „ruin" często decyduje nie ich stan techniczny, ale estetyczny. – Klienci boją się kupować zaniedbane nieruchomości, postrzegając je przez pryzmat pierwszego wrażenia. Obawiają się, czasem słusznie, że to, co widać, to tylko wierzchołek góry lodowej, a przecież prawdziwe problemy skrywa to, czego nie widać – tłumaczy Paweł Grabowski. Podkreśla, że takie nieruchomości to okazja dla inwestorów, którzy potrafią ocenić ich stan techniczny i przewidzieć możliwy do osiągnięcia efekt końcowy.