- Pomimo licznych wcześniej pojawiających się spekulacji ekonomistów o pękającej bańce i zwiastowaniu rychłych spadków cen, nic nie zapowiadało, ani nikt nie spodziewał się takiego scenariusza, z jakim mamy obecnie do czynienia. Po leniwym, jak zwykle poświątecznym i poferyjnym początku 2020 roku, jak grom z jasnego nieba spadła na nas pandemia. I od tej chwili wszystko zaczęło się od wielkiego znaku zapytania – co będzie dalej, zwłaszcza podczas pierwszego ogólnopolskiego lockdownu.
Załamanie rynku zdawała się zwiastować spektakularna katastrofa najmów krótkoterminowych. I w tym momencie wydawało się, że faktycznie grozi nam ogólny paraliż gospodarczy przekładający się również na rynek nieruchomości. Za takim scenariuszem przemawiała również gasnąca w oczach zdolność kredytowa klientów z branż najboleśniej dotkniętych lockdownem (siłownie, gastronomia, niektóre gałęzie handlu). Klienci, którzy planowali zakup nieruchomości i którzy jeszcze w lutym mieli zdolność kredytową, już na przełomie marca i kwietnia zdolności tej nie mieli.
Jednocześnie obserwowaliśmy wzmożone zainteresowanie nieruchomościami mieszkaniowymi z segmentu średniego, oraz, wraz z nadchodzącą wiosną i latem z perspektywą pandemii w tle, wyraźnie, po raz pierwszy od słynnego załamania rynku w 2007 roku, dało się zaobserwować zdecydowany wzrost zainteresowania działkami budowlanymi na peryferiach, ale przede wszystkim, działkami rekreacyjnymi. Zwłaszcza tymi „ z domkami", w których kupujący wraz z rodziną i dziećmi planowali bezpiecznie spędzić wakacje. Stopniowo, zaczęło wzrastać zainteresowanie domami podwarszawskimi, które były w niełasce od mniej więcej 2007-2008 r., a ich ceny z roku na rok malały.
Działki budowlane i domy na peryferiach okazały się świetnym rozwiązaniem z uwagi na COVID, ale też w związku z przestawieniem pracy wielu firm i korporacji na tryb zdalny. Przez ostatnie lata bowiem ucieczka z domów „do miasta" spowodowana była bolesnością dojeżdżania w korkach do – i - z miasta, zarówno do pracy, jak i koniecznością dowożenia dzieci do szkoły czy na zajęcia dodatkowe. Niezbyt dobrą kondycją cieszą się wciąż najmy. I to nie tylko krótko-, ale i długoterminowe. Krótkoterminowe, czyli „mieszkania na doby", czy mieszkania hotelowe – „padły" jako pierwsza ofiara pandemii, wraz z zatrzymaniem ruchu turystycznego.
I dotyczy to absolutnie całego kraju i okolic zazwyczaj obleganych przez turystów, jak krakowski Kazimierz, warszawska Starówka czy inne atrakcyjne lokalizacje turystyczne w Polsce. Niezbyt dobrze mają się i najmy długoterminowe, ponieważ praca w firmach czy nauka na uczelniach w trybie online nie wymusza konieczności ponoszenia dodatkowych kosztów z tytułu najmu. Zauważalny jest trend uciekania z gotówką w inwestycje w nieruchomości. Do łask wracają grunty i domy - ale tylko te z rozsądnymi cenami ofertowymi.