„Czy byłeś już na podwórku? To może idź się pobaw na ulicy" – gdzie jest dzisiaj tamto podwórko? A ulica to infrastruktura techniczna dla samochodów i autobusów. Szeroka, groźna i nieprzyjazna. Czy miasto może zaoferować dzisiaj dzieciom bezpieczną miejskość? Gdzie się podziały tamte podwórka? Przecież nie pomiędzy wolno stojącymi blokami lat 70. Nie ma ich również we współczesnych zespołach deweloperskich.
Tu są chodniki i placyki nad garażami, bez magii podwórka. Czasem można je znaleźć w osiedlach spółdzielczych z lat 60., jak w lubelskim WSM. Ale wtedy była to urbanistyka społeczna. Tak jak w latach 30. w Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, również w osiedlach TOR, domy odgradzały od komunikacji. Podwórka bez samochodów. Może i dzisiaj powinniśmy je schować we wspólnych garażach, gdzieś z boku osiedli, i odzyskać podwórka dla naszych dzieci?
A więc rewitalizacja podwórek. Taka potrzeba jest oczywista w Tychach, to ponad 44 wniosków w budżecie obywatelskim dla koncepcji zielonych podwórek. Pięć już realizowanych, ale z trudnościami, bo kto ma zarządzać? A podwórko miało zawsze dozorcę. Gdzie więc dzisiaj jest dozorca? Nie taki jak z Alternatywy 4, ale jak ze starych zdjęć, przyjaciel domowników z miotłą. Osiedla spółdzielcze niedawno jeszcze miały gospodarzy domów, ale zaczęły ciąć koszty. Straciły więc takiego osiedlowego powiernika, opiekuna podwórek. Bo to piasek trzeba wymienić w piaskownicy, nakryć ją brezentem, gdy dzieci wieczorem przestaną się bawić. A wynajęta firma kończy o 15. Czasem można też było poprosić o opiekę nad dzieckiem i kran w domu miał kto zreperować.
Teraz każdy sobie. Może troszeczkę taniej. Ale czy lepiej? Sprzedajemy za grosze oszczędności poczucie wspólnoty. A spokojna ulica osiedlowa? Dzisiaj to kształt sławnego woonerfu, o którym tyle się pisze. Ograniczenie prędkości do 25 km na godzinę, bo to ma być miejsce dla mieszkańców, samochód ma się czuć intruzem. Powinny być ławki i miejsca dla rowerów, drzewa, a sama jezdnia kręta i trudna do szybkiej jazdy. Ale gdy dzisiaj remontujemy ulice lub asfaltujmy te gruntowe, nie w głowie nam te ekstrawagancje z Holandii czy Danii.
A tam ulice rozbierają i budują woonerfy. W Polsce już też, jak w Łodzi w ramach rewitalizacji. Ale brakuje powszechnej gotowości władz miejskich do uznania, że dzieci są częścią naszej społeczności miejskiej. A może to rodzice w niedostatecznym stopniu dbają o to, aby ich dzieci miały możliwość wspólnej zabawy zamiast patrzenia w ekran smartfona? Może ważniejszy jest samochód, może nasze dzieci też nie chcą być razem? Więc we współczesnej formule urbanizacji brak koncepcji podwórka i wspólnej ulicy. Może dlatego, że nie ma organizatora takich wspólnych spraw. Takiego dozorcy przestrzeni wspólnych. Bo dzisiaj przestrzeń miejska staje się trochę niczyja.