W maju udzielono w Polsce kredytów mieszkaniowych wartych 4,7 mld zł, czyli „tylko" o 12,4 proc. więcej niż rok temu – podaje Biuro Informacji Kredytowej. Tylko, bo wcześniejsze odczyty popytu na hipoteki podawane przez BIK wskazywały na wzrost aż o prawie 26 proc.
To zaskakujące, bo zwykle wartości te szły ze sobą w parze (dynamika sprzedaży okazywała się niższa od popytu), choć w niektórych miesiącach dynamika wniosków przewyższała następującą sprzedaży w danym miesiącu, tak było w styczniu czy grudniu 2017 r.
– Trzeba pamiętać, że od momentu złożenia pierwszego wniosku, a tak liczony jest indeks popytu na hipoteki, do uruchomienia kredytu mija zwykle kilka tygodni. W tej chwili trudno powiedzieć, czy zaobserwowana w maju różnica to jednorazowa sytuacja i czy będzie kontynuowana w kolejnych miesiącach. Odnosząc się do wcześniejszych okresów, można przyjąć, że to indywidualna sytuacja – mówi Sławomir Grzybek, dyrektor Departamentu Business Intelligence w BIK.
Dodaje, że mamy do czynienia z dużym ożywieniem na rynku nieruchomości – rok 2017 był rekordowy dla deweloperów pod względem liczby oddanych mieszkań. Jednocześnie na rynku kredytów jest kilku głównych graczy i zmiana polityki kredytowej lub nastawienia do kredytów mieszkaniowych przez jeden z dużych banków może spowodować, że w pewnym okresie poziom zainteresowania hipotekami – wyrażony wartością wniosków o kredyt – będzie wyraźnie przewyższał wartość podpisywanych umów. Już 92 proc. wartości hipotek sprzedawanych jest przez sześć największych banków i ich udział w rynku systematycznie rośnie (jeszcze rok temu wynosił 88 proc.).