Źle obliczona powierzchnia lokali

Na pytanie czytelnika odpowiada Wojciech Nurek, rzeczoznawca majątkowy, członek Polskiego Stowarzyszenia Doradców Rynku Nieruchomości

Aktualizacja: 04.02.2008 08:24 Publikacja: 04.02.2008 00:24

W 2004 r. kupiliśmy z żoną mieszkanie w budynku z 1910 r., który składa się z sześciu samodzielnych lokali. Stan techniczny obiektu jest zły, trzeba więc dokonać remontu części wspólnych. Na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej podjęto odpowiednią uchwałę. Wstępny koszt remontu zarządca określił na kwotę ok. 190 tys. zł. Wspólnota zamierza starać się o kredyt. Jednak tu zrodził się problem, bowiem każdy członek wspólnoty zobowiązany będzie do spłaty zobowiązań zgodnie z określonymi udziałami w nieruchomości wspólnej. Tymczasem w latach 1984 – 2005 r. władze miasta dokonały sprzedaży wszystkich sześciu mieszkań najemcom. W ramach tej sprzedaży zostały określone udziały dla każdego z lokali. Okazało się jednak, że nieprawidłowo została określona powierzchnia użytkowa poszczególnych mieszkań, a także udziały nieruchomości wspólnej dla każdego z lokali.W ramach sprzedaży mieszkań nabywający ponieśli wszelkie koszty z tym związane (przygotowanie wniosku do notariusza, koszty notarialne, sądowe).I tu rodzi się pytanie: która ze stron powinna ponieść koszty związane z procedurą sprostowania nieprawidłowo określonych powierzchni użytkowych poszczególnych lokali oraz udziałów w nieruchomości wspólnej? Czy koszty te ma ponosić wspólnota mieszkaniowa, czy organ, który nieprawidłowo dokonał sprzedaży? Czy sprawę można skierować na drogę postępowania sądowego i kto będzie stroną, wspólnota czy zarządca nieruchomości działający w imieniu wspólnoty? (nazwisko do wiadomości redakcji)

– Przedstawiona sytuacja występuje masowo. Jej podłożem jest niefrasobliwe podejście urzędników instytucji publicznych do wyznaczania wysokości udziałów w nieruchomości wspólnej sprzedawanych lokali. Nabywcy, kupując mieszkanie, nie mają świadomości rangi prawidłowo określonych udziałów w nieruchomości wspólnej. Nie zdają sobie też sprawy z konsekwencji finansowych, które może wywołać wadliwe określenie udziałów. Świadomość tę miał ustawodawca, wprowadzając stosowne przepisy w ustawie o własności lokali. W ustawie tej sposób określania wysokości udziałów opisany został jasno i jednoznacznie.

Wprowadzony został wymóg określania wysokości udziałów na podstawie stosownej dokumentacji technicznej oraz norm technicznych regulujących sposób obliczania powierzchni użytkowej. Osobami kompetentnymi do przygotowywania takiej dokumentacji są architekci oraz budowlańcy posiadający stosowne uprawnienia.

Ustawodawca nie przewidział jednak konieczności egzekwowania wprowadzonego przepisu i narzucania wymogu jego przestrzegania, szczególnie od instytucji publicznych, które były i są największym sprzedawcą nieruchomości lokalowych.

Dokumentacja przygotowywana na potrzeby określania wysokości udziałów realizowana jest często z pominięciem wszelkich norm obowiązujących w tym zakresie.

Puszczanie oka do zasad obowiązujących przy sporządzaniu dokumentacji budowlanej stało się przyczyną bałaganu, którego konsekwencje ponoszą nabywcy lokali mieszkalnych.

W opisywanej sytuacji racja leży oczywiście po stronie nabywców lokali mieszkalnych. Koszty postępowania winien ponieść sprzedający. Stroną będą właściciele poszczególnych nieruchomości lokalowych. Ich reprezentantem może być zarządca. Zakres kompetencji zarządcy wynikać będzie z treści umowy zawartej z właścicielami lokali.

Praktyka wskazuje, że przy niewielkiej ilości lokali wchodzących w skład nieruchomości tańszą, prostszą, a nade wszystko szybszą drogą na określenie rzetelnych udziałów jest przygotowanie stosowanej dokumentacji technicznej we własnym zakresie.

Choć z drugiej strony aż się prosi, aby zrobić z tym zalegalizowanym i upowszechnianym bałaganem porządek. W końcu prawo i instytucje publiczne stworzone zostały dla obywateli, a nie odwrotnie.

W 2004 r. kupiliśmy z żoną mieszkanie w budynku z 1910 r., który składa się z sześciu samodzielnych lokali. Stan techniczny obiektu jest zły, trzeba więc dokonać remontu części wspólnych. Na zebraniu wspólnoty mieszkaniowej podjęto odpowiednią uchwałę. Wstępny koszt remontu zarządca określił na kwotę ok. 190 tys. zł. Wspólnota zamierza starać się o kredyt. Jednak tu zrodził się problem, bowiem każdy członek wspólnoty zobowiązany będzie do spłaty zobowiązań zgodnie z określonymi udziałami w nieruchomości wspólnej. Tymczasem w latach 1984 – 2005 r. władze miasta dokonały sprzedaży wszystkich sześciu mieszkań najemcom. W ramach tej sprzedaży zostały określone udziały dla każdego z lokali. Okazało się jednak, że nieprawidłowo została określona powierzchnia użytkowa poszczególnych mieszkań, a także udziały nieruchomości wspólnej dla każdego z lokali.W ramach sprzedaży mieszkań nabywający ponieśli wszelkie koszty z tym związane (przygotowanie wniosku do notariusza, koszty notarialne, sądowe).I tu rodzi się pytanie: która ze stron powinna ponieść koszty związane z procedurą sprostowania nieprawidłowo określonych powierzchni użytkowych poszczególnych lokali oraz udziałów w nieruchomości wspólnej? Czy koszty te ma ponosić wspólnota mieszkaniowa, czy organ, który nieprawidłowo dokonał sprzedaży? Czy sprawę można skierować na drogę postępowania sądowego i kto będzie stroną, wspólnota czy zarządca nieruchomości działający w imieniu wspólnoty? (nazwisko do wiadomości redakcji)

W sądzie i w urzędzie
Czterolatek miał zapłacić zaległy czynsz. Sąd nie doczytał, w jakim jest wieku
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Spadki i darowizny
Podział spadku po rodzicach. Kto ma prawo do majątku po zmarłych?
W sądzie i w urzędzie
Już za trzy tygodnie list polecony z urzędu przyjdzie on-line
Zdrowie
Ważne zmiany w zasadach wystawiania recept. Pacjenci mają powody do radości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Sądy i trybunały
Bogdan Święczkowski nowym prezesem TK. "Ewidentna wada formalna"