Czy to oznacza, że stawki za nieruchomości spadły już wystarczająco, by ci, którzy mają pieniądze, ruszyli na wielkie zakupy i ożywili rynek? Niestety, Polnord i paru innych deweloperów gromadzą fundusze, ale z ich wydawaniem jeszcze poczekają. Okazji, i to dużych, będzie bowiem przybywać. Zbyt wiele osób i firm uwierzyło, że za ziemię czy mieszkanie można zapłacić każdą sumę, bo i tak potem sprzeda się je drożej. Teraz są bez pieniędzy, za to z mało chodliwym towarem.

W zawsze rosnące ceny nieruchomości uwierzyły także banki. Udzielając kredytów na coraz bardziej oderwanych od rzeczywistości warunkach, same nadmuchiwały bańkę. Efektem był szybki wzrost wartości pożyczek hipotecznych, któremu jednak nie towarzyszył równie dynamiczny wzrost depozytów długoterminowych. To rozjechanie się aktywów i pasywów spowodowało, że banki mają dziś problemy z płynnością. Aby refinansować rozdęte portfele kredytów, walczą o depozyty krótkoterminowe. Ta wojna jest kosztowna, więc jedni bankowcy proponują prawne ograniczenie oprocentowania depozytów, inni – podniesienie stóp procentowych, by mogli zarabiać więcej na udzielonych już pożyczkach.

Polskie banki same sobie tego piwa nawarzyły, więc ich apele o ratunek nie wyglądają zbyt profesjonalnie. Ale przecież nie są one pierwszymi ani ostatnimi, które wpadły w podobne tarapaty. Mimo że mechanizm bańki spekulacyjnej jest dobrze znany, takie bańki ciągle powstają – na rynku nieruchomości zwłaszcza. I dlatego Polnord gotów jest się sprzedać, by tanio kupić grunty. Za jakiś czas znów uzyska za nie okrągłą sumę.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/blog/2009/04/16/lukasz-rucinski-placz-nad-peknieta-banka/]blog.rp.pl[/link]