Producenci płytek ceramicznych, których zakłady są zlokalizowane w Polsce, zgodnie uważają, że przyszły rok będzie lepszy niż obecny. Nie należy jednak oczekiwać większego niż kilkuprocentowy wzrostu zapotrzebowania.
– Dobre informacje płynące z rynku budowlanego m.in. co do liczby rozpoczętych budów: mieszkań, biurowców, hoteli, pozwalają optymizmem patrzeć w przyszłość. Za rok te budynki będą oddane do użytku, co oznacza wzrost popytu na nasze wyroby – mówi Artur Kłoczko, przewodniczący rady nadzorczej Cersanitu. Jego zdaniem na stabilnym poziomie powinno się utrzymać zapotrzebowanie zgłaszane przez klientów indywidualnych.
Producenci zwracają większą uwagę na potencjalne niebezpieczeństwa. – Od ubiegłego roku branża ceramiczna przeżywa trudne chwile. Jesteśmy w przeddzień wzrostu stawki VAT m.in. na materiały budowlane – być może nie ostatniej. Może to spowodować spadek popytu indywidualnego i w dłuższym okresie zniechęcić do zakupów – twierdzi Piotr Tokarski, prezes grupy Paradyż. Dodaje jednak, że liczy na niewielki, kilkuprocentowy wzrost popytu.
Analitycy zgodnie oceniają, że wzrost zapotrzebowania na płytki wyniesie w przyszłym roku 5–10 proc. To dość dużo, zważywszy, że ten rok nie był udany. Szczególnie słabe okazało się pierwsze półrocze, m.in. za sprawą niewielkiego popytu zgłaszanego przez klientów indywidualnych. Przyczyny to wysokie bezrobocie i zastój na rynku budowlanym.
Oczekiwany wzrost zapotrzebowania na płytki nie powinien mieć wpływu na poziom cen. – Zwyżka popytu raczej nie spowoduje wzrostu cen i marż uzyskiwanych przez krajowe firmy. Ich zakłady mają dużo wolnych mocy przerobowych, może wzrosnąć import, zwłaszcza jeśli umocni się złotówka – mówi Krzysztof Pado, analityk DM BDM.