Wartość indeksu cen domów S&P Case-Schiller - który powstaje w oparciu o statystyki z rynku nieruchomości w dwudziestu największych metropoliach w Stanach Zjednoczonych - spadła w marcu o 3,6 proc. rok do roku.
Tym samym ceny spadły poniżej dołka z kwietnia 2009 roku. W porównaniu z 2006 rokiem, gdy Amerykanie płacili za domy rekordowo dużo, ceny spadły już o 32,7 proc. Ceny domów były wyższe niż przed rokiem jedynie w Waszyngtonie (o 4,3 proc.). W 19 z 20 miast były zaś niższe. Najwięcej straciły domy w Minneapolis (10 proc.), Phoenix (8,4 proc.), Chicago (7,6 proc.) , Portland (7,6 proc.) i w Seattle (7,5 proc.).
Zdaniem analityków to dowód na to, że programy pomocowe, które miały doprowadzić do odwrócenia długoterminowego trendu spadkowego, odniosły jedynie krótkotrwałe rezultaty.
David Blitzer, rzecznik prasowy Standard & Poor's, zauważył, że spirala spadków nadal obniża ceny domów i na razie nie widać nic, co mogłoby ten trend odwrócić.
Na obniżenie cen domów wpływa nie tylko ogromna podaż, wywołana między innymi przez banki sprzedające przejęte od dłużników nieruchomości, ale również fakt, że wielu potencjalnych kupujących - mimo niskich stóp procentowych - ma kłopot z uzyskaniem kredytu. Spadające przez osiem miesięcy z rzędu ceny mają też psychologiczny wpływ na decyzję kupujących, którzy wbrew poradom ekspertów wolą wstrzymać się z zakupem i nie tracić pieniędzy na inwestycję, która w krótkim terminie może przynieść straty.