Reklama
Rozwiń

Oddadzą albo raczej nie

Miasto tak błyskotliwie zarządzało zabytkową kamienicą, że trzeba było wyprowadzić lokatorów. Dom dogorywa na naszych oczach

Publikacja: 11.06.2012 14:13

Aneta Gawrońska

Aneta Gawrońska

Foto: Archiwum

Przedwojenny żydowski mecenas zwykł mawiać do swoich klientów: - Jeśli mają kogoś wsadzić, to go i tak i tak wsadzą. A jeśli mają kogoś wypuścić, to go wypuszczą albo nie wypuszczą.

Gdyby mecenas dożył dzisiejszych czasów, to pewnie mawiałby, że jak mają coś komuś zabrać, to mu i tak i tak zabiorą. A jeśli mają coś oddać, to oddadzą albo raczej nie.

Ta niewesoła refleksja wyrasta z losów dziesiątków, jeśli nie setek warszawskich kamienic wybudowanych na przełomie XIX i XX wieku, które uległy dewastacji i zniszczeniu w czasach PRL albo dogorywają już na naszych oczach.

Losy tych budynków dobrze reprezentuje kamienica przy ul. Wroniej 50 w Warszawie. Budynek zbudowano na początku XX wieku. Interes musiał być dobry, bo dom w 1925 roku kupiła spółka polsko-żydowskich właścicieli, która go rozbudowała.

Mogłoby się wydawać, że kamienica powstała pod szczęśliwą gwiazdą. Ocalała z pogromu, jaki warszawskiej zabudowie zgotowali Niemcy. Dobry los czuwał nad nią także w czasie rzezi zabudowy dokonywanej przez Biuro Odbudowy Stolicy.

Dramat kamienicy zaczyna się od tzw. dekretu Bieruta, któremu posesja podlegała. Perfidia ówczesnej władzy polegała na tym, że właścicielom obiecano wyjęcie kamienicy spod rządów dekretu w zamian za jej odbudowę.

Właściciele dom odbudowali i administrowali nim. Jednak w 1961 r. powiadomiono ich, że nieruchomość przechodzi na rzecz Skarbu Państwa. Egzekucja tego powiadomienia nastąpiła w 1968 roku.

Jeśli komuś wydawało się, że po 1989 roku los kamienicy się odwróci, to był naiwny. Starania o odzyskanie zawłaszczonej posesji do dziś są bezskuteczne.

Tymczasem zarządzanie tym mieniem przez miasto okazało się tak błyskotliwe, że w 2004 roku - po ekspertyzie, jaką nakazał zrobić Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego - trzeba było wyprowadzić wszystkich lokatorów.

Miasto jest równie błyskotliwym zarządcą pustego już obiektu. W ciągu sześciu lat wydało na jego utrzymanie ok. 50 tys. zł, z czego ponad połowę pochłonęło smołowanie dachu...

Los kamienicy wydaje się być przesądzony. Czarna godzina w życiu budynków to ta, kiedy wartość działki przerasta wartość zabudowy. I tak niestety może być w tym przypadku.

Przedwojenny żydowski mecenas zwykł mawiać do swoich klientów: - Jeśli mają kogoś wsadzić, to go i tak i tak wsadzą. A jeśli mają kogoś wypuścić, to go wypuszczą albo nie wypuszczą.

Gdyby mecenas dożył dzisiejszych czasów, to pewnie mawiałby, że jak mają coś komuś zabrać, to mu i tak i tak zabiorą. A jeśli mają coś oddać, to oddadzą albo raczej nie.

Pozostało jeszcze 82% artykułu
Nieruchomości
Przedmieścia kuszą niższymi cenami mieszkań
Nieruchomości
Najem mieszkań na huśtawce. Ile zapłaci lokator?
Nieruchomości
Rynek wtórny. Nie ma co czekać na cenowy cud
Nieruchomości
Tyle sprzedający chcą za mieszkania z drugiej ręki
Nieruchomości
Nowy szef Speedwella w Polsce: wierzymy w rynek mieszkaniowy