W Polsce wciąż wolimy nieruchomości kupować, niż wynajmować. Galopujące ceny mieszkań sprawiły jednak, że wielu kupujących zostało wyrzuconych z rynku. Swoje robi też zmiana pokoleniowa. Młodzi mobilni ludzie nie wyobrażają sobie życia w jednym miejscu, w dodatku z kilkudziesięcioletnim kredytem hipotecznym na karku.
Często zmieniający pracę, szukający kolejnych wyzwań, podróżujący po świecie milenialsi doceniają możliwość szybkiej przeprowadzki, co nie jest takie proste, jeśli ma się nieruchomość na własność, w dodatku kupioną za pieniądze banku. Rynek łaknie dobrych, porządnie urządzonych i rozsądnie wycenionych czynszówek. Potrzebuje wygodnych mieszkań na wynajem w odpowiednio zaprojektowanych budynkach z bogatą ofertą usługową.
Znajomy, mieszkający w podwarszawskim miasteczku pracownik międzynarodowej korporacji, opowiadał mi niedawno, że zakup mieszkania na kredyt, na co zdecydował się kilka lat temu, nie był najlepszą decyzją w jego życiu. Dojazdy do centrum biurowego w Warszawie tak mu dały w kość, że postanowił wynajmować lokal tuż obok pracy. Menedżerska pensja pozwala mu i na spłatę kredytu za stare mieszkanie, i na opłacanie czynszu za nowe w zarządzanym przez wyspecjalizowaną firmę obiekcie. Na parterze ma sklepy, restauracje, siłownię. To jego trzecie mieszkanie w tym samym budynku. Wynajmuje tyle przestrzeni, ile w danym miesiącu czy nawet tygodniu potrzebuje. Wystarczy wziąć walizkę i mieć zupełnie inny widok okna. Do mieszkania za miastem znajomy wraca już tylko w weekendy. Planuje je zresztą sprzedać.
Popyt na lokale na wynajem jest szczególnie duży w zagłębiach biurowych, ale takich mieszkań potrzebują także studenci, często też seniorzy. Do zagospodarowania jest naprawdę ogromne pole.
Na razie rynek jest zdominowany przez prywatnych właścicieli lokali. Najem instytucjonalny w Polsce, w przeciwieństwie na przykład do Niemiec, jest w powijakach.