Bez wyłożenia wkładu własnego nie będzie można od przyszłego roku pożyczyć pieniędzy z banku na mieszkanie – zakłada najnowsza rekomendacja Komisji Nadzoru Finansowego. Gdy podaliśmy tę informację w ubiegłym tygodniu, na forum internetowym rozgorzała dyskusja.
Część czytelników podkreślała, że rekomendacja uderzy w młodych ludzi, rozpoczynających pracę w zawodzie, bo wymóg wykazania się oszczędnościami jeszcze bardziej ograniczy ich szanse na kupno mieszkania, a tym samym na założenie rodziny. „Zanim uzbierają na wkład własny, przy mizernych pensjach realnie malejących co roku, skończy im się czas na dzieci" – pisał czytelnik na forum.
Inni przypominali, że wynajmując mieszkanie, nie da się odłożyć na wkład własny, bo za dużym obciążeniem jest czynsz. Padały także stwierdzenia, że mieszkania są u nas tak drogie jak na zachodzie Europy, a pensje znacznie mniejsze, a poza tym „zarobki są zbyt niskie w Polsce w stosunku do kosztów utrzymania". Zgadzam się z tymi argumentami. Nadal uważam jednak, że wymóg posiadania choć 5 lub 10 proc. wkładu własnego i wykluczenie możliwości zadłużania się na 110 proc. wartości nieruchomości to dobry ruch.
Takie rozwiązanie może uchronić przed kłopotami wielu niepoprawnych optymistów gotowych zapożyczyć się ponad miarę możliwości, za wszelką cenę, na siłę, na mieszkanie, na które ich nie stać. Zrobią to jednak, bo chcą mieć własność. Czy rzeczywiście każdemu jest potrzebny do szczęścia kredyt do emerytury? Dlaczego najemca nie może założyć równie szczęśliwej rodziny co właściciel lokalu z obciążoną hipoteką?
Może zamiast walczyć o dopłaty do kredytów, trzeba przekonać ustawodawcę, aby tak zmienił prawo, by rynek najmu stał się bardziej ucywilizowany i przyjazny – także cenowo. Szczególnie dla tych, którzy nie chcą lub nie mogą płacić rat, a czynsz – tak.