Marzena Rudnicka komentuje:
- Gwałtowne zmiany na rynku finansowym dają z reguły pole do popisu autorom najbardziej katastroficznych komentarzy. Nie inaczej stało się po uwolnieniu kursu franka szwajcarskiego. Mogliśmy przeczytać i usłyszeć nie tylko o spodziewanym bankructwie tysięcy kredytobiorców, ale i o negatywnych skutkach dla rynku inwestycji w ogóle.
W biznesie nie ma prostych zależności. Dlatego, paradoksalnie, zamieszanie wokół franka może zwiększyć zainteresowanie inwestycjami w nieruchomości. Oczywiście, nie we wszystkie i nie wszystkich lokalizacjach. Pamiętajmy, że chociaż przeważająca część osób, które zaciągnęły kredyt na zakup nieruchomości (nie tylko w CHF), pożyczyła pieniądze na zakup własnego domu lub mieszkania, to część kredytów została wzięta z myślą o inwestycji.
Dotyczy to przede wszystkim osób, które można określić mianem wyższej klasy średniej. Osób dobrze zarabiających, niebojących się o swoją zawodową i finansową przyszłość, które myślą o lokowaniu środków w bezpieczne i długofalowe inwestycje. Niekoniecznie chodzi o lokowanie „zaskórniaków" – takie osoby potrafią oszacować, czy w danej sytuacji opłacalne będzie zaciągnięcie kredytu.
Lokowanie pieniędzy w produktach bankowych przestało być w Polsce sposobem na bezpieczne oszczędzanie. Mamy bowiem wybór między produktami o dużym ryzyku i hipotetycznie interesującym zysku oraz produktami bezpiecznymi, lecz przynoszącymi zysk w najlepszym razie niewiele przekraczający wskaźnik inflacji. Ten sposób inwestowania to w najlepszym razie „zamrażanie" gotówki.