Najwyższa Izba Kontroli (NIK) sprawdziła, jak władze samorządowe radzą sobie z usuwaniem historycznych zanieczyszczeń gruntów. Dziś są to często tereny budowlane, na których powstają osiedla. A przed laty znajdowały się na nich fabryki. Po niektórych pozostały w ziemi toksyczne substancje.
Pod lupę NIK trafiło 18 samorządów, m.in. w Płocku, Bydgoszczy, Katowicach, Bytomiu, Dąbrowie Górniczej, Warszawie oraz trzech stołecznych dzielnicach: Białołęce, Woli i Bielanach.
Wyniki kontroli NIK nie są najlepsze. Okazuje się, że w latach 2014–2018 w 28,6 proc. badanych starostw oraz urzędów miast w ogóle nie zidentyfikowano potencjalnych historycznych zanieczyszczeń.
Natomiast w 50 proc. urzędów, gdzie wiedziano o skażeniu, podjęto nawet działania, ale były one nierzetelne. Skażonych terenów nie uwzględniano bowiem m.in. w wykazach potencjalnych historycznych zanieczyszczeń. Ponadto w 35,7 proc. kontrolowanych jednostek nie sporządzono tego typu wykazu.
Zdarza się więc, że na skażonych terenach lokalizowano inwestycje mieszkaniowe oraz użyteczności publicznej. A prowadzone prace budowlane powodowały zagrożenie dla zdrowia ludzi. Do takiej sytuacji doszło m.in. w Warszawie.