Kiedy kupuje się nowiutkie mieszkanie od dewelopera, zazwyczaj przez lata nie trzeba się przejmować remontami części wspólnych. W takich wspólnotach mieszkaniowych wpłaty na fundusz remontowy ustalane są na niskim poziomie, co powoduje, że przez lata nie są poważną pozycją w czynszu.
Jednak w dłuższej perspektywie nie warto na nim zbyt oszczędzać, bo gromadzone powoli środki w przyszłości mogą uchronić właścicieli przed finansową katastrofą. Życie pokazuje bowiem, że unikanie napraw czy minimalizowanie kosztów funduszu remontowego we wspólnotach może po latach odbić się czkawką. Bo gdy blok, apartamentowiec czy kamienica jest w na tyle złym stanie, jego pilnych, kosztownych napraw może zażądać nadzór budowlany. Wtedy żartów już nie ma.
Zwlekanie czy unikanie nałożonego obowiązku nie tylko nic nie da, ale może jeszcze skończyć się słoną karą. Przestrogą może być jeden z najnowszych wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Pusta kasa
Sprawa dotyczyła jednej z wrocławskich wspólnot mieszkaniowych, na którą powiatowy inspektor nadzoru budowlanego (PINB) nałożył 20 tys. zł grzywny. Kłopoty wspólnoty miały swe źródło w decyzji sprzed kilku lat, gdy w maju 2011 r. PINB nakazał jej doprowadzenie do właściwego stanu technicznego m.in. konstrukcji dachu, elewacji kominów, klatki schodowej oraz stropów poprzez wykonanie określonych robót budowlanych. Na ten spory remont wspólnota dostała czas do 31 marca 2012 r.
Miesiące mijały, a na posesji niewiele się działo. W marcu 2016 r. urzędnicy wysłali do wspólnoty upomnienie. W odpowiedzi wspólnota wystąpiła o zmianę terminu wykonania robót oraz przedłożyła oświadczenie osoby uprawnionej o wykonaniu części z nakazanych prac.