Docelowo oznaczałoby to 10 tys. nowych miejsc pracy i dobrze ponad 100 mln USD dodatkowych przychodów z podatków do miejskiej kasy. Ale długoletni mieszkańcy Frankfurtu wcale nie są zachwyceni taka perspektywą. Dobrze im się żyje w przytulnym, wygodnym mieście i wcale nie jest im potrzebna gotówka i blichtr, które przeniosą do miasta przybysze z Londynu. A przede wszystkim boją gwałtownego wzrostu cen mieszkań i stawek za ich wynajem. Teraz we Frankfurcie koszty mieszkania to zaledwie 55 proc. średniej płacy netto, a w Londynie 135 proc.
Bez zbytniego entuzjazmu na przeprowadzkę nie czeka też wielu bankowców z Londynu. Nie są zainteresowani przenoszeniem się do miasta określanego nad Tamizą mianem „Yawnfurt" (yawn to po angielsku ziewanie). Jeden z bankowców z City nie kryje, że w razie przeniesienia jego miejsca pracy nad Men, rodzinę zostawi w Wielkiej Brytanii i we Frankfurcie będzie mieszkał w hotelu przez kilka dni w tygodniu. Inny zastrzega, że zgodzi się na przeprowadzkę najwyżej na kilka lat.
We Frankfurcie jest około 20 teatrów, a w Londynie 10 razy więcej. Londyn ma 72 restauracje z gwiazdkami Michelin, a Frankfurt 11. Główne ulice Londynu tętnią życiem każdego dnia aż do nocy, a niemieckie przepisy każą zamykać sklepy w niedziele i wiele centrów handlowych Frankfurtu przypomina miasto duchów.
- Brexit może być poważnym stymulatorem dla gospodarki Frankfurtu, ale by tak się stało miasto musi otworzyć kilkanaście teatrów i kilkaset restauracji – przyznał na niedawnej konferencji prasowej John Cryan, prezes Deutsche Banku.