W Polsce jest 685 miast mających mniej niż 20 tysięcy mieszkańców. To niewielkie metropolie, ale te małe miasta świadczą o naszym krajobrazie. A dla mieszkańców są ich światem, swoistym kosmosem. Dla nas, przyjezdnych, są szansą odkrycia bogactwa ich miejsca. Ale te małe miasta mają swoje duże problemy. Staszek Bodys, współzałożyciel Unii Miasteczek Polskich, mówi o potrzebie formuły zarządzania urbanistycznego dla 5, 10, 15, czyli miasteczek od 5 do 15 tysięcy mieszkańców.
Jak zarządzać urbanistyką małego miasta, aby miało piękne miejsca, było przygotowane do inwestowania, żebyśmy mieli ochotę w nim zamieszkać i chcieli je polubić? Może dobrym przykładem jest niemiecki model zarządzania urbanistycznego małym miastem. Taki aby jego nowa architektury nie zubażała wartości istniejących budynków, aby nowe nie wpływało negatywnie na istniejące. Oznacza to konieczność umiaru w architekturze, a więc także w wielkości nowych budynków, które nie powinny odbiegać od istniejących. Bo nowe ma wspierać i uzupełniać, a nie niszczyć istniejące wartości miejsc.
Ale to oznacza, że miasto musi mieć architekta miejskiego. Zaś aby jego praca miała sens, to musi mieć on władzę w sferze architektury, a nie tylko możliwości planowania. Bo destrukcja miejsca odbywa się nie tylko poprzez wielkość budynku i jego usytuowanie, ale i poprzez architekturę, więc formę elewacji, rytm okien, standard wykończenia. Bo przecież marmur na elewacji, który jest dowodem bogactwa właściciela, zubaża sąsiadów, tych z otynkowanymi fasadami. A nowe ma dodawać im wartości. Taki jest przecież sens budowania. Władza architekta powinna więc pozwolić na odrzucenie projektu architektonicznego, bo właśnie jeden budynek może zburzyć to, co nazywamy ładem przestrzennym i wartością lokalnej tradycji architektury.
Ale, jak pisze o tym i uczy architekt pogranicza Janina Kopietz-Unger, architekt dla swoich decyzji musi mieć wsparcie lokalnej społeczności, czyli współdziałać z radą gminy, jej komisją. Bo to rada gminy może tworzyć klimat dla lokalnej architektury. Ale to niekoniecznie musi być miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego. On jest przecież tylko normą prawną. Klimat to kształt możliwej zabudowy. U naszego zachodniego sąsiada to plany nieformalne, dyskutowane publicznie i przyjmowane przez radę.
Czyli projekty, jak istniejący kwartał zabudowy może być uzupełniony, a gdy chcemy budować nowy, to jakie budynki mogą powstać, jak one powinny wyglądać, aby nie zubażać istniejącej tkanki urbanistycznej, architektury istniejących budynków i ich wartości ekonomicznej. Jaką należy zapewnić infrastrukturę i ile ona będzie kosztowała. Taki plan nieformalny jest swoistego rodzaju obrazem koncepcji rozwoju fragmentu miasta.