Koniec ery strzykawek

O sytuacji chorych i lekarzy, o badaniach nad nowymi szczepionkami i metodami ich aplikowania, o nowatorskich technologiach z Hilarym Koprowskim, badaczem pracującym w USA, rozmawia Krzysztof Kowalski

Aktualizacja: 29.04.2009 02:00 Publikacja: 28.04.2009 22:10

Prof. Hilary Koprowski

Prof. Hilary Koprowski

Foto: Fotorzepa, Bartosz Jankowski

[b]Jest pan światowej sławy uczonym. Pan stworzył pierwszą szczepionkę przeciw wirusowi polio wywołującemu chorobę HeinegoMedina. W 1959 roku zorganizował pan akcję przekazania Polsce 9 milionów dawek tej szczepionki. Pomogło, poziom zachorowań spadł z ponad 6 tysięcy do 30 po czterech latach. Już nie organizuje pan tego rodzaju pomocy.[/b]

[b]Hilary Koprowski:[/b] Przekazaliśmy też 1,5 miliona dawek Kongu. No i trochę czasu upłynęło, Kongo nadal potrzebuje tego rodzaju pomocy, a Polska już nie. Jest już w zupełnie innym miejscu. Owszem, to nie Szwajcaria, brakuje różnego rodzaju sprzętu medycznego, jednak czego jak czego, ale szczepionek już nawet nie powinniście dostawać, są inni, bez porównania bardziej potrzebujący. Teraz to Polska powinna pomagać innym, jeszcze w skromnym zakresie, ale już powinna. Jednak jeśli już mówimy o polskich medycznych problemach, to najbardziej pomógłby ten, kto spowodowałby – co prawda nie wiem, w jaki sposób, nic nie przychodzi mi na myśl, no, może oprócz boskiego zrządzenia losu – żeby polscy lekarze nie wyjeżdżali pracować za granicą. Ja wiem, każdy chce dobrze zarabiać, w Polsce lekarze mają z tym problemy. Więc jadą na przykład do Anglii, Niemiec, Szwecji. Anglicy, Niemcy, Szwedzi korzystają z ich umiejętności, ale nie ponieśli żadnych nakładów na ich kształcenie. To nie jest w porządku.

[b]No ale jest jak jest. To też jest jakaś wartość, że polscy lekarze ordynują w szerokim świecie, to chyba świadczy o tym, że są dobrze wyszkoleni. Czy tak to wygląda z pańskiej perspektywy?[/b]

Bierzemy teraz więcej lekarstw niż nasi ojcowie i dziadowie. Wynika to z postępu, z lepszego diagnozowania chorób, z większej ilości dostępnych medykamentów. Ale wydaje mi się, że ta sytuacja trochę nas przerasta. Za mało wiemy o tym, jak lek X działa w połączeniu z lekiem Y. Proszę mnie dobrze zrozumieć: lekarze, wypisując receptę, pytają pacjenta, jakie inne specyfiki zażywa. Ulotki dołączane do leków informują, z czym nie należy ich łączyć. Medycyna dostrzega oczywiście interakcje między lekami, ale uważam, że ta wiedza jest dziś absolutnie niewystarczająca. Sądzę, że w tym kierunku pójdą badania.

A tak w ogóle, na pytanie, co będzie za 20 lat, jaka będzie medycyna w Polsce, na świecie, jaka będzie wyleczalność raka i temu podobne – szanujący się, a może tylko przytomny naukowiec w ogóle nie powinien odpowiadać, bo to są proroctwa. Badacz to nie Wernyhora – jeśli jeszcze ktoś wie, co to za postać. Odkryć naukowych nie można zaplanować, tak jak nie można zaplanować wydarzeń społecznych, politycznych, stosunku kolejnych rządów do finansowania badań, służby zdrowia i tak dalej. Oczywiście moje zdanie nie wpływa ani na decydentów, ani na media, które pełne są gdybania i proroctw. Ale wartość tych przepowiedni jest żadna.

[b]Może jednak choć jedno proroctwo, całkiem niezobowiązujące, zadedykowane Wernyhorze? [/b]

No, chyba że to jest ukłon w jego stronę. Przypuszczam, że za 20 lat, a może za 200, o ile świat będzie istniał – takie zastrzeżenie zawsze trzeba robić – skończy się era wypinania zadka i podawania szczepionek za pomocą strzykawek i igieł. Te strzykawki – oczywiście jednorazowego użytku – to wielki problem dla biednych krajów, szczególnie w Afryce, ale po części także w Azji i Ameryce Południowej. Tam szczepionki powinno się zjadać, a nie wstrzykiwać, zjadać w kukurydzy, w ryżu, w bananach, w najbardziej dostępnym i najtańszym pożywieniu roślinnym. Szczepionki w roślinach to przyszłość. A więc także, a raczej przede wszystkim, w roślinach transgenicznych.

[b]A jednak korzystanie z roślin modyfikowanych genetycznie ma wielu przeciwników, nie tylko wśród ekologów, także niektórzy naukowcy są temu przeciwni. [/b]

Nie powinienem się denerwować, lekarze mi zabraniają, ale gdy słucham lub czytam o tych "przeciwnikach", to po prostu bierze mnie cholera. Jeszcze nie wiemy, nikt jeszcze nie zdążył sprawdzić – a potrzeba na to wielu lat – jaki wpływ wywierają rośliny zmodyfikowane genetycznie na środowisko, na inne rośliny, na zwierzęta i na człowieka. Nie wiemy, ale już mówimy: nie. Może wywierają wpływ zły, ale może dobry. A może wcale go nie wywierają. Naukowiec, dopóki nie sprawdzi, nie wypowiada opinii, bo się boi śmieszności i wygadywania głupstw. A tak między nami, powiem panu w zaufaniu, że w dziedzinie roślin modyfikowanych genetycznie jesteśmy w podobnym miejscu jak motoryzacja w latach 80. XIX wieku: przed automobilem kroczył – podkreślam: kroczył, nie biegł – człowiek z latarnią bądź z chorągwią i ostrzegał przed niebezpieczeństwem, żeby ktoś nie wpadł pod koła. Dziś pod kołami samochodów giną setki ludzi dziennie i jakoś nikt przed automobilami nie ostrzega, przeciwnie, jesteśmy niesłychanie agresywnie namawiani do ich kupowania, gdy nie mamy na to pieniędzy, wciskają nam kredyt.

[b]Czy chce pan przez to powiedzieć, że za 100 lat banki będą kusiły nas kredytami na zakup roślin transgenicznych i pochodzących od nich produktów?[/b]

Nie wykluczam.

[b]Panie profesorze, bada pan, wykłada, pomaga ludziom, kocha pan muzykę – z wzajemnością. Proszę opowiedzieć trochę o sobie, jeżeli pan się nie przedstawi, i tak zrobię to za pana... [/b]

Urodziłem się w Warszawie 5 grudnia 1916 roku. Sądzę, że to było jakieś dwie epoki temu pod względem technologicznym, obyczajowym, w ogóle. Ukończyłem studia medyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Bez kłopotów, zwyczajnie, normalnie. Ale ponieważ nie było telewizji, miałem dużo czasu, równolegle studiowałem również muzykę.

[b]Nie był pan jako młody człowiek zdecydowany co do wyboru drogi życiowej? [/b]

Jak pan na to wpadł? No więc oczywiście, że nie byłem zdecydowany. Może wtedy muzyka podobała mi się bardziej niż medycyna. Tak czy inaczej, najpierw zgłębiałem tajniki muzyki w Państwowym Konserwatorium Warszawskim, a potem w Akademii Świętej Cecylii w Rzymie.

[b]A potem był rok 1939, wyjazd z Polski i początek drogi, która doprowadziła pana do tego, kim pan jest w świecie nauki. Zasłynął pan jako wirusolog oraz immunolog.[/b]

Rzeczywiście, miałem szczęście, bo w nauce taka kategoria jak szczęście odgrywa dużą rolę. Znalazłem się w takim miejscu świata, gdzie nauka jest ważna, mocno finansowana, a wynalazki są wdrażane. W rezultacie, żeby długo nie mówić, napisałem około 850 prac naukowych. Ale proszę mi wierzyć, nie mam charakteru rekordzisty i nie przywiązuję zbytniej wagi do tej liczby. Na pewno nie liczba, ale jakość prac sprawiła, że miałem zaszczyt kierować Instytutem Wistara w Filadelfii. Obecnie, mimo sędziwego wieku, wciąż pracuję na Uniwersytecie Thomasa Jeffersona w Filadelfii.

[b]Nad czym? Sam czy z zespołem?[/b]

Pracuję – proszę mi wierzyć, intensywnie – nad szczepionkami w roślinach jadalnych, między innymi nad ulepszeniem szczepionki przeciw wściekliźnie. Od wielu, wielu lat robię to z moim przyjacielem i nieodłącznym naukowym partnerem, także pracującym od lat w Filadelfii, profesorem Zenonem Stęplewskim. To znakomity uczony. Nie wiem, dlaczego uparliście się męczyć mnie, a jego zostawiacie w spokoju.

[b]Może dlatego, że naukowym hobby Hilarego Koprowskiego jest stwardnienie rozsiane? Może także dlatego, że Koprowski założył fundację wspierającą rozwój nauki w Polsce i naukową współpracę amerykańsko-polską? [/b]

Może. Jestem też członkiem Polskiej Akademii Nauk. Ostatnio fetowaliście mnie, ale Stęplewskiego też, na kongresie Top Medical Trends w Poznaniu, w marcu. I tak można by jeszcze parę chwil i linijek. Nie o to chodzi. Tytuły, zaszczyty, zasługi – to mi nie sprawia przyjemności. Ci, którzy mnie znają osobiście i dobrze, co nie zawsze idzie w parze, wiedzą, że radość czerpię z innych źródeł, na przykład z muzyki, na przykład z przyjaźni.

[b]Jest pan światowej sławy uczonym. Pan stworzył pierwszą szczepionkę przeciw wirusowi polio wywołującemu chorobę HeinegoMedina. W 1959 roku zorganizował pan akcję przekazania Polsce 9 milionów dawek tej szczepionki. Pomogło, poziom zachorowań spadł z ponad 6 tysięcy do 30 po czterech latach. Już nie organizuje pan tego rodzaju pomocy.[/b]

[b]Hilary Koprowski:[/b] Przekazaliśmy też 1,5 miliona dawek Kongu. No i trochę czasu upłynęło, Kongo nadal potrzebuje tego rodzaju pomocy, a Polska już nie. Jest już w zupełnie innym miejscu. Owszem, to nie Szwajcaria, brakuje różnego rodzaju sprzętu medycznego, jednak czego jak czego, ale szczepionek już nawet nie powinniście dostawać, są inni, bez porównania bardziej potrzebujący. Teraz to Polska powinna pomagać innym, jeszcze w skromnym zakresie, ale już powinna. Jednak jeśli już mówimy o polskich medycznych problemach, to najbardziej pomógłby ten, kto spowodowałby – co prawda nie wiem, w jaki sposób, nic nie przychodzi mi na myśl, no, może oprócz boskiego zrządzenia losu – żeby polscy lekarze nie wyjeżdżali pracować za granicą. Ja wiem, każdy chce dobrze zarabiać, w Polsce lekarze mają z tym problemy. Więc jadą na przykład do Anglii, Niemiec, Szwecji. Anglicy, Niemcy, Szwedzi korzystają z ich umiejętności, ale nie ponieśli żadnych nakładów na ich kształcenie. To nie jest w porządku.

Pozostało 83% artykułu
Nauka
Orki kontra „największa ryba świata”. Naukowcy ujawniają zabójczą taktykę polowania
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Nauka
Radar NASA wychwycił „opuszczone miasto” na Grenlandii. Jego istnienie zagraża środowisku
Nauka
Jak picie kawy wpływa na jelita? Nowe wyniki badań
Nauka
Północny biegun magnetyczny zmierza w kierunku Rosji. Wpływa na nawigację
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Nauka
Przełomowe ustalenia badaczy. Odkryto życie w najbardziej „niegościnnym” miejscu na Ziemi