Nieświadome napięcie mięśni twarzy, nawet na ułamek sekundy, pozwala ekspertowi ustalić, kiedy rozmówca kłamie. Niestety, to nie są grymasy, które zwykle przypisujemy oszustom – rozbiegane oczy, zmarszczone brwi czy spocone czoło. Wskazówki są znacznie bardziej subtelne, ale na tyle pewne, że mogą znaleźć zastosowanie w technikach przesłuchań prowadzonych przez policję i wojsko.
Tak przynajmniej twierdzi prof. Mark Frank z Uniwersytetu Buffalo, psycholog społeczny od 20 lat zajmujący się komunikacją niewerbalną. Jest ekspertem w dziedzinie wykrywania kłamstw. Z jego wskazówek korzystają agencje bezpieczeństwa na całym świecie.
Na łamach „Journal of Nonverbal Behavior" prof. Frank opisuje najnowszy eksperyment dowodzący, że – paradoksalnie – im bardziej ludzie starają się oszukać, tym słabiej im to wychodzi.
Zespół prof. Franka przeprowadził test z udziałem 60 ochotników, których poproszono, by spróbowali zataić prawdę przed przesłuchującym ich ekspertem. Mieli m.in. zachować „pokerową twarz" – ograniczyć mimikę, skupiając się przede wszystkim na brwiach i ustach. Okazało się, że choć poruszenia górnej i dolnej części twarzy da się zminimalizować, to nawet najlepsi kłamcy nie są w stanie całkowicie ich wyłączyć. Prawdziwe emocje przebijały, a doświadczony przesłuchujący był w stanie je wychwycić.
– Obserwacja i interpretacja niewerbalnych sygnałów są niezwykle istotne podczas prowadzenia przesłuchania jako jedna ze strategii bezpieczeństwa – podkreśla prof. Frank. – Jest to szczególnie ważne, gdy przesłuchiwany stara się ukryć pewne emocje.