To największy szelf lodowy Antarktydy, który dotychczas nie był aż tak zagrożony. Jego stan jest monitorowany. Zdjęcia satelitarne wykonane pod koniec lutego zaniepokoiły Teda Scambosa, geologa z Uniwersytetu Kolorado. O tym, że zauważył znaczne zmiany w budowie szelfu, zawiadomił swoich kolegów z Brytyjskiego Centrum Badań Antarktydy (BAS). Ci wysłali na miejsce samolot.
Jim Elliot, który był na pokładzie, przyznał, że nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego. – Lecieliśmy wzdłuż głównej szczeliny – opisuje. – Potężne lodowe bryły wielkości jednorodzinnych domów wyglądały jak porozrzucane wokół kamyki. Wyglądało to niczym efekt eksplozji.
Rozmiarami wydarzenia zaskoczeni byli także inni naukowcy. – Nie sądziłem, że stanie się to tak szybko – tak proces odrywania się lodowca skomentował prof. David Vaughan z BAS. – Pokrywa lodowa wisi na włosku. W ciągu najbliższych dni, może tygodni sytuacja powinna się wyjaśnić.
W 1993 roku naukowiec przewidywał, że jeśli klimat wciąż będzie się ocieplał, północny fragment szelfu może oderwać się od niego w ciągu 30 lat. Jak widać stało się to dwa razy szybciej.
– Sposób, w jaki obecnie dochodzi do zmniejszania się powierzchni lodu, sugeruje, że nie mamy do czynienia z normalnym formowaniem się gór lodowych – twierdzi David Vaughan. On i jego koledzy uważają, że przyczyną zauważalnych zmian jest globalne ocieplenie.