Analizą nowego czynnika zakaźnego zajmują się naukowcy z amerykańskiego Centers for Disease Control w Atlancie. Wiadomo, że należy do rodziny arenawirusów, do której należy również m.in. wirus gorączki Lassa. — To bardzo rozpowszechnione wirusy — powiedział magazynowi „New Scientist” Bob Swanepoel z Insytutu Chorób Zakaźnych RPA, jeden z najlepszych światowych ekspertów w dziedzinie patogenów wywołujących gorączki krwotoczne.

Niebezpieczny wirus pojawił się kilka tygodni temu. U 36-letniej kobiety mieszkającej pod Lusaką w Zambii wystąpiły objawy zbliżone do grypy. Gdy jej stan się pogorszył, przewieziono ją samolotem do RPA. Zmarła w szpitalu. Po kilkunastu dniach podobne objawy wystąpiły również u lekarza i pielęgniarki, którzy towarzyszyli chorej podczas podróży lotniczej. Oni również zmarli, a zachorowała kolejna ofiara wirusa — pielęgniarka opiekująca się nimi już w RPA.

Dotąd w Afryce jedynym arenawirusem wywołującym groźne zachorowania był wirus Lassa (inne odmiany chorobotwórczych arenawirusów występują w Ameryce). Lassa zabija ok. 5 tys. osób rocznie w Afryce Zachodniej. — Badaliśmy pacjentów z gorączkami krwotocznymi w Afryce Południowej przez trzy dziesięciolecia i nigdy nie znaleźliśmy żadnego arenawirusa — mówi Swanepoel. — A teraz mamy coś takiego.

Prowadzone w USA badania mają dać odpowiedź na pytanie, czy jest to tylko nowy szczep — mutant, czy też zupełnie nieznany nauce arenawirus, który powoduje gorączkę krwotoczną. — Może być też tak, że taki wirus zawsze gdzieś tam był, a my dopiero teraz go rozpoznaliśmy — tłumaczy naukowiec. — To szokujące, jak niewiele wiemy o wirusach krążących na tym kontynencie.

Nosicielami arenawirusów są niewielkie gryzonie. Nie wywołują one jednak u nich żadnych objawów chorobowych. Chorobotwórcze wirusy znajdują się m.in. w odchodach gryzoni.