Na temat uśmiechu Giocondy pędzla Leonarda da Vinci powstało już niemal 2 tys. prac naukowych. Zygmunt Freud uznał, że Mona Lisa miała neurozę, a holenderscy badacze z uniwersytetu w Amsterdamie w ułamkach oddali jej emocje: 83 proc. szczęścia, 9 proc. niesmaku, 6 proc. strachu i 2 proc. niezadowolenia. Powstały teorie mówiące, że to sam Leonardo spogląda na nas z tego portretu albo że mistrz usiłował pokazać, w jaki sposób śmieje się z nas Bóg.
Teraz do głosu dochodzą neurobiolodzy, którzy wymowę najsłynniejszego uśmiechu świata próbują przetłumaczyć na język ludzkiego mózgu. Pierwszy krok w tym kierunku wykonała Margaret Livingstone z Harvard Medical School, która w 2000 roku udowodniła, że enigmatyczny grymas ust w strefie widzenia peryferyjnego zamienia się w uśmiech, natomiast traci rys rozbawienia, kiedy jest odbierany przez komórki dołka środkowego siatkówki oka.
W najnowszych badaniach hiszpańscy naukowcy z Instytutu Neurobiologii w Alicante pokazali, dlaczego tak się dzieje. Okazuje się, że to komórki siatkówki przesyłają do mózgu informacje należące do różnych kategorii, np. dotyczące rozmiaru, jasności czy położenia obiektu w polu widzenia. W zależności od tego, która kategoria zdobędzie w danej chwili przewagę, taki wyraz twarzy ujrzymy.
[srodtytul]Jak gwiazda na nocnym niebie [/srodtytul]
- Czasem jeden typ sygnału przeważa nad innym, wtedy widzimy uśmiech. Innym razem górę bierze inna kategoria i uśmiech znika - tłumaczy współautor badań Luis Martinez Otero z Instytutu Neurobiologii w Alicante. Naukowcy postanowili zbadać reakcje uczestników eksperymentu na rozmaite formy prezentacji reprodukcji słynnego obrazu. Oglądany z daleka lub w bardzo dużym pomniejszeniu nie zdradzał uśmiechu, tylko raczej obojętny wyraz twarzy. Dopiero z bliska lub w powiększeniu oczom badanych osób ukazywał się rozbawiony grymas Giocondy.