Reklama

Skarbiec w mazurskim jeziorze

Drogocenną broń i wyroby ze złota topiono 1500 lat temu pod Mrągowem

Publikacja: 15.07.2012 12:00

Skarbiec w mazurskim jeziorze

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Te tajemnicze rytuały miały miejsce nad zatoką jeziora Nidajno w gminie Piecki. Wyschła ona po XIX-wiecznych melioracjach. Na tym wyjątkowym stanowisku, które nie jest polem bitwy, osadą ani cmentarzyskiem, nie znaleziono ceramiki, śladów po posiłkach, kości ludzkich. Trwają tam wykopaliska pod kierunkiem dr Tomasza Nowakiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego i dr Aleksandry Rzeszotarskiej-Nowakiewicz z PAN.

Przypadek

Niezwykłe stanowisko odkrył pragnący zachować anonimowość mieszkaniec okolicy, znalezione metalowe przedmioty, jak się później okazało – okucia pasów, przekazał do muzeum. Archeologom pomogli także miejscowi poszukiwacze skarbów, dostarczając cennych informacji o topografii terenu.

– W wielu przypadkach archeolodzy mają złe wspomnienia związane z kontaktami z poszukiwaczami, zarzucają im przeszkadzanie w badaniach, dewastację stanowisk itp. W naszym przypadku jest inaczej. Współpraca z poszukiwaczami przyniosła wymierne korzyści naukowe. Podczas prac w Czaszkowie byli oni wręcz niezbędni ze względu na niezwykły, bagienny charakter stanowiska. Bez ich sprzętu, wykrywaczy metali, niemożliwe byłoby prawidłowe wstępne rozpoznanie stanowiska i założenie sondażowych wykopów w odpowiednich, wskazanych przez nich miejscach – z satysfakcją podkreśla dr Tomasz Nowakiewicz.

Tajemnica Galindów

Logistycznego wsparcia udziela Muzeum Warmii i Mazur w Olsztynie, a finansowego – miasto Mrągowo, gmina Piecki i i firma Invest Warmia-Mazury sp. z o.o.

Reklama
Reklama

Po rozpoczęciu wykopalisk okazało się, że rezultaty przeszły najśmielsze oczekiwania. Bagienna warstwa pozostała po jeziorowej zatoce jest prawdziwym archeologicznym skarbcem, który powstał około 1500 lat temu. W IV – VI wieku tereny te zamieszkiwała ludność bałtyjska, plemiona Galindów (już w II wieku wymienia je grecki historyk i geograf Ptolemeusz z Aleksandrii).

Nad jeziorem Nidajno miały miejsce tajemnicze galindyjskie rytuały, na jakie badacze pradziejów dotychczas nie natrafili w tej części Europy.

Do wody wrzucano przedmioty, które przedstawiały wówczas ogromną wartość materialną, a także były wyznacznikami pozycji społecznej, prestiżu, władzy. Na dno szły przede wszystkim rozmaite militaria. Wśród dotychczas wydobytych najwięcej jest grotów włóczni, większość z nich była już zniszczona, gdy trafiały do wody.

Niektóre okazy zniszczono celowo, rytualnie, nie zostały uszkodzone podczas walki. Na dno szły duże bojowe noże oraz miecze – wiele z nich także specjalnie łamano przed tym aktem.

W bagiennym, dennym osadzie po wyschniętym jeziorze zachowały się fragmenty żelaznych kolczug robionych z małych ogniw o średnicy 5 mm, w których jedno kółeczko łączyło się z czterema innymi. W mule, bez dopływu tlenu, zachowały się fragmenty drewna, już po wstępnych badaniach archeolodzy wiedzieli, że są to dębowe drzewca włóczni oraz pochwy mieczy także wykonywane z dębiny, czyli z najtrwalszego dostępnego drewna.

Wśród kilkuset przedmiotów wydobytych w Czaszkowie archeolodzy wyróżnili kilka zestawów złożonych z miecza, noża i grota włóczni. Prawdopodobnie było to coś w rodzaju osobistego, standardowego bojowego wyposażenia wojownika.

Reklama
Reklama

Starożytny luksus z importu

Odkrycia związane z tym wyjątkowym stanowiskiem dokonywane są dwa razy – na miejscu, w Czaszkowie, oraz w pracowni konserwacji zabytków Centralnego Laboratorium Instytutu Archeologii i Etnologii PAN. Odkryto w nim między innymi, że w tulejach grotów włóczni tkwią nity, a same groty inkrustowane były brązem i srebrem.

Konserwatorzy ze zdumieniem odkryli, że w jeziorze znajdującym się na krańcach ówczesnego świata, z dala od centrów cywilizacyjnych, leżały na dnie miecze wykonane najnowocześniejszą ówczesną technologią, tzn. skuwane z warstw żelaza o różnej twardości. Co więcej, niektóre z nich wykonane były ze stali damascenizowanej.

– Z całą pewnością było to uzbrojenie luksusowe, importowane, miejscowi rzemieślnicy nie opanowali tak zaawansowanej technologii. Między innymi dlatego Czaszkowo stało się jednym z najważniejszych miejsc badanych współcześnie w europejskiej archeologii. Nie ma wątpliwości, co wykazały już analizy laboratoryjne, że w mazurskim bagnie umieszczano przedmioty pochodzące z najlepszych warsztatów bizantyjskich i italskich – wyjaśnia dr Nowakiewicz.

W jeziorze Nidajno topiono również przedmioty wykonane z użyciem srebra i złota, niektóre ze śladami wysokiej temperatury, czyli ognia. Tego rodzaju ślady powstają podczas spalania zwłok na stosie, stąd przypuszczenie, że do jeziora trafiały rytualnie przedmioty ze stosów pogrzebowych. Znalezione złoto i srebro (a także czarna emalia) to produkty najwyższej ówczesnej próby, najbardziej rozwiniętej technologii sprzed 1500 lat.

Jak długo trwało misterium nad jeziorem Nidajno? Kultywowało je jedno czy wiele pokoleń, a może był to jednorazowy obrzęd po jakimś wyjątkowym wydarzeniu, na przykład po bitwie?

A może w Czaszkowie odkryto ślady po rytuale pogrzebowym Galindów? Nie jest to niemożliwe, tym bardziej że znane są cmentarzyska Galindów, i to w bliskiej okolicy, na których grzebano zmarłych z bogatym wyposażeniem, ale broni na tych cmentarzyskach archeolodzy nie znaleźli.

Reklama
Reklama

Znaki zapytania

– Znamy miejsca w Skandynawii, w których w pradziejach również wrzucano do wody, właśnie do jezior, drogocenne przedmioty. Ale niekoniecznie są to pozostałości po obrzędach pogrzebowych. Na Jutlandii okazy w rodzaju tych z Czaszkowa trafiały do jezior jako łupy wojenne, osobiste wyposażenie wrogów, stanowiły ofiarę dziękczynną dla bóstw, były swego rodzaju wotami za odniesione zwycięstwa, bez względu na ich wartość, niekiedy bardzo dużą. Ale obyczajów plemion germańskich z Jutlandii nie można bezkrytycznie przenosić do kultury bałtyjskich Galindów. Chociaż, z drugiej strony, import i zapożyczanie idei, obyczajów, wzorców w pradziejach zdarzało się często, praktycznie we wszystkich rejonach świata – wyjaśnia dr Aleksandra Rzeszotarska-Nowakiewicz.

Te tajemnicze rytuały miały miejsce nad zatoką jeziora Nidajno w gminie Piecki. Wyschła ona po XIX-wiecznych melioracjach. Na tym wyjątkowym stanowisku, które nie jest polem bitwy, osadą ani cmentarzyskiem, nie znaleziono ceramiki, śladów po posiłkach, kości ludzkich. Trwają tam wykopaliska pod kierunkiem dr Tomasza Nowakiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego i dr Aleksandry Rzeszotarskiej-Nowakiewicz z PAN.

Przypadek

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Reklama
Nauka
Nowa metoda walki z kłusownictwem. Nosorożcom wstrzyknięto radioaktywne izotopy
Patronat Rzeczpospolitej
Future Frombork Festival. Kosmiczne wizje naukowców i artystów
Nauka
Jedyny w Polsce reaktor jądrowy MARIA wznowi prace
Nauka
Zaskakujący zwrot ewolucji. Ten gatunek odnowił cechy sprzed milionów lat
Nauka
Przełomowe odkrycie naukowców. Zmienia nasz obraz neandertalczyków
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama