Przemysł węglowy zatrudnia 51 795 Amerykanów, ale co roku przypisuje się mu 52 015 przedwczesnych zgonów spowodowanych zanieczyszczeniem powietrza, będącym efektem spalania węgla na potrzeby pozyskiwania energii elektrycznej. Natomiast przemysł tytoniowy, w którym pracuje nieco ponad 124 000 osób, odpowiada za pół miliona zgonów, zarówno wśród palaczy aktywnych, jak i biernych. Dane są szokujące. Utrzymanie jednego miejsca pracy w przemyśle wydobywczym kosztuje jedno, a w przemyśle tytoniowym aż cztery życia ludzkie rocznie.
Tymczasem w Polsce zatrudnienie w przemyśle wydobywczym kształtuje się na poziomie 82,8 tysięcy osób, a z powodu zanieczyszczenia powietrza co roku umiera przedwcześnie 40 tysięcy Polaków. Koszty zdrowotne generowane przez energetykę węglową w Polsce to 16 mld euro rocznie (według raportu „Europe’s Dark Cloud: How coal-burning countries are making their neighbours sick” przygotowanego przez European Environmental Bureau (EEB), Climate Action Network (CAN) Europe, WWF, Sandbag oraz HEAL).
Natomiast branża tytoniowa zatrudnia około 60 tysięcy osób, a zabija przedwcześnie 67 tysięcy. Można przyjąć, że w wyniku działalności tych branż, co roku, jedno miasto wielkości Koszalina znika z powierzchni Ziemi.
Wracając do naukowców z Michigan Technological University w USA - aby porównać liczby osób zatrudnionych w każdej branży z liczbą zgonów, które można im przypisać w danym roku, wykorzystano dane pochodzące od rządu USA. Prowadzący badanie, Joshua Pearce, argumentuje, że korporacje powinny być testowane przy użyciu znormalizowanej metody w celu ustalenia, czy ich korzyści dla społeczeństwa, takie jak wysokie wskaźniki zatrudnienia, przewyższają koszty ludzkiego zdrowia i życia.
- Jeśli wiemy, że życie jest ważniejsze od zatrudnienia, ponieważ trzeba żyć, aby pracować, to aby firma lub branża istniała, musi zatrudniać więcej ludzi niż zabija w ciągu roku - powiedział Pearce.