Na północno-wschodnim Pacyfiku, na powierzchni i pod wodą nagromadziło się gigantyczne skupisko plastikowych odpadów: nakrętek od butelek, reklamówek, szczoteczek do zębów, zabawek, strzykawek, zapalniczek. Ten obszar ma już swoją nieformalną nazwę – to siódmy kontynent.
Podróż na śmieciach
Zajmuje on powierzchnię 3,4 mln kilometrów kwadratowych, jest dziesięciokrotnie większy od Polski. Utworzyły go prądy oceaniczne między Kalifornią a Hawajami. Niosą one śmieci z wybrzeża Ameryki Północnej i południowo-wschodniej Azji. Odkrył go w 1997 roku kapitan Charles Moore.
Po katastrofalnym tsunami, jakie nawiedziło Japonię w 2011 roku, drugi, podobny twór powstał między Hawajami i Japonią, dotarł do Kanady, przemieściły się na nim 52 gatunki niewystępujące wcześniej w Ameryce. Takie migracje stwarzają zagrożenie ekologiczne i epidemiologiczne.
Eksperci szacują, że dryfująca masa siódmego kontynentu sięga 100 mln ton. W ?90 proc. składa się z plastiku, który się nie rozkłada, lecz rozdrabnia na pył tworzący w wodzie zawiesinę. Na otwartym oceanie większość tej zawiesiny unosi się pod powierzchnią, do głębokości ?30 metrów. Zarówno pył, jak i większe fragmenty plastiku są niestrawne, blokują układ pokarmowy zwierząt, co roku powodują śmierć około miliona ptaków oraz 100 tys. ssaków morskich.
Śmieciom przyglądają się oczywiście naukowcy. Wyprawę na żaglowcu „Elan" zorganizował Francuz Patrick Deixonne z pomocą Societe des Explorateurs Francais i Centre National des Etudes Spatiales. Jednym z wielu rodzajów instrumentów badawczych, jakie zabrał na pokład szkuner „Elan", są czujniki zbudowane przez specjalistów z Politechniki w Tuluzie, przeznaczone do montowania na swobodnie dryfujących bojach. Mierzą one zawartość w wodzie plastikowego pyłu i planktonu. Dzięki danym przekazywanym przez dwa satelity NASA – Aqua i Terra – szkuner kierował się w rejony najbardziej zanieczyszczone, nie musiał szukać ich na chybił trafił.