Według dotychczasowych prognoz pod koniec bieżącego stulecia liczba ludności świata powinna osiągnąć 9 mld (obecnie 7 mld) i w zasadzie ustabilizować się na tym poziomie. Jednak amerykańscy demografowie z Uniwersytetu Stanu Waszyngton w Pullman twierdzą, że prognozy te trzeba skorygować bardzo poważnie w górę, nawet o kilka miliardów. Artykuł przedstawiający ich prognozę zamieszcza pismo „Science".
Według ich szacunków jest tylko 30 proc. szans na to, że liczba ludności świata ustabilizuje się pod koniec XXI wieku. Natomiast istnieje 70-proc. prawdopodobieństwo, że populacja świata może osiągnąć nawet 12,3 mld.
– Do końca stulecia na świecie wydarzą się epidemie, katastrofy naturalne, wojny, które pochłoną miliony ofiar. A jednak, jeśli mamy poważnie traktować prognozy demograficzne, trzeba powiedzieć, że musiałaby nastąpić jakaś megakatastrofa, w zasadzie na skalę kosmiczną, żeby nie doszło do realizacji tego scenariusza – twierdzi kierujący zespołem prof. Adrian Raftery.
Demografowie zgodni są co do jednego: świat zmierza ku przeludnieniu, przy czym tempo wzrostu liczby ludności nieustannie przyspiesza. Szacuje się, że w czasach cesarstwa rzymskiego populacja całej planety sięgała 300 mln, w średniowieczu wzrosła do 400 mln, w XVII w. osiągnęła pół miliarda. Pierwszy miliard przekroczyła w XIX w.
Z prognozy sporządzonej przez demografów z Uniwersytetu Stanu Waszyngton, a także z prognozy francuskiego instytutu demograficznego INED wynika, że wzrost nie będzie równy. Chiny liczące obecnie 1,36 mld stracą do roku 2050 około 50 mln i przestaną być najludniejszym państwem świata.