Nowe urządzenie wspomagające chodzenie kosztuje 40 tys. dolarów. To wciąż drogo, ale dotychczas tego rodzaju egzoszkielety były dwa razy droższe. Jeżeli uda się jeszcze bardziej obniżyć cenę, do kilku tysięcy dolarów, egzo- szkielety będą mogły konkurować z inwalidzkimi wózkami elektrycznymi. Spacerujący w nich ludzie rzeczywiście pojawią się na ulicach miast.
Twórcami maszyny, która nosi nazwę Phoenix, są inżynierowie z firmy SuitX w Berkeley w USA, która została założona przez pracowników Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.
Najpierw rower, potem wózek, teraz kule
Egzoszkielet Phoenix składa się z ortez, czyli protez ortopedycznych, jakie zakłada się przy złamaniach zamiast gipsu. Do nich przyczepione są silniczki wprawiające poszczególne elementy w ruch. Pacjent chodzi, naciskając guziki ukryte w rączkach kul.
Silniczki działają bezszelestnie i umożliwiają spacerowanie z prędkością 1,8 km/h. Baterie umieszczone są w plecaczku i starczają na osiem godzin. Cały system waży 12 kg – zarówno pod względem wagi, jak i pod względem ceny nie ma dziś dla niego konkurencji.
Jednym z pierwszych pacjentów, który testuje egzoszkielet Phoenix, jest Steven Sanchez, nigdyś wysportowany mężczyzna, dziś sparaliżowany od pasa w dół wskutek wypadku na rowerze BMX. Dla Stevena Sancheza możliwość wstania z wózka i chodzenia jest nie tylko miłą odmianą po pięciu latach spędzonych na wózku, ale też sposobem na walkę z odleżynami, dolegliwością częstą wśród użytkowników wózków.