Okazuje się, że tak. Studio Activision, które ma na koncie takie tytuły jak Call of Duty, Tony Hawk czy Guitar Hero, podjęła się stworzenia kolejnego tytułu, „Destiny". Według pierwszych szacunków działu księgowego 300 mln dolarów przeznaczone na produkcję gry miało zwrócić się pod koniec roku. To był optymistyczny wariant wydarzeń. Gracze zmienili układ zysków i strat i w ciągu zaledwie 24 godzin po premierze „Destiny" złożyli na nią zamówienia o łącznej wartości 500 mln dolarów.
Udana premiera
Ustanowiono tym samym nowy rekord należący do gry video, która nie jest kontynuacją żadnej serii. Zebraną pierwszej doby kwotę będzie można wykorzystać, by z „Destiny" dopiero taki cykl stworzyć. Premiera tytułu miała miejsce tego samego dnia, w którym Apple pokazywał swoje nowe iPhone'y i najnowszą płytę zespołu U2 „Songs of Innocence" udostępnioną swoim odbiorcom za darmo. 9 września „Destiny" trafiło na konsole Microsoftu, dwa dni później na sprzęt od Sony. Fabuła gry przenosi do przyszłości. Post-apokaliptyczna sceneria rzeczywistości dziejącej się za 700 lat. W międzyczasie ludzkość odkrywała kolejne fragmenty kosmosu, kolonizowała planety w Układzie Słonecznym, ale ten złoty wiek minął bezpowrotnie zniszczony nadejściem wydarzenia nazwanego „zapaścią". Kolonie zniknęły, a ludziom zaczęła grozić całkowita zagłada. Ocaleli tylko ci, którzy znajdowali się na ziemi i którzy mieli możliwość napotkania na swojej drodze „Wędrowca", białej istoty, która przed wiekami dała człowiekowi możliwość dotarcia do gwiazd. Pojawiają się oczywiście kosmici, wrogo nastawieni, trzeba przed nimi bronić ostatniego bastionu ludzkości i tym samym ukończyć grę.
Nie jest to fabuła rewolucyjna – w większości gier broni się kogoś lub czegoś, a najlepiej z rozmachem całej ludzkości przed zagładą. Krytycy także nie byli specjalnie zachwyceni „Destiny", gra dostawała mieszane recenzje. Skąd zatem takie zainteresowanie fanów? Na pewno ta sympatia nie wzięła się z faktu, że utwór na zakończenie gry nagrał sam Paul McCartney. Activision zastosowało nowatorskie podejście do promocji swojego tytułu. Na początek podpisano korzystny dla studia kontrakt z innym zespołem, Bungie. Activision zatrudnia ponad 4000 pracowników, Bungie to firma mniejsza, zaledwie 500 osobowa. Na warunki niezależnych twórców gier (w rodzaju Mojang od Minecraft, w którym przed przejęciem przez Microsoft było 40 ludzi) to jednak liczny zespół. Jego największym sukcesem był cykl gier „Halo", które ugruntowały pozycję konsoli Xbox. Większe studio obecnie przejęło mniejsze na wyłączność na 10 lat. W zamian za to Bungie miało dostawać 2,5 mln dolarów wynagrodzenia rocznie. Każde niedotrzymanie terminu miało kosztować informatyków znaczące straty w udziale w zyskach.
Jak stworzyć hit?
Activision zawarło także korzystny układ z Sony, który daje Japończykom wyłączność na reklamowanie „Destiny" przez kilka miesięcy po premierze tego tytułu. Microsoft nie może na razie posługiwać się nim w promocji Xboxów. W zamian za to Sony zdecydował się wyłożyć milionowe kwoty na dodatkowy marketing. Wykupiono m.in. 90-sekundową reklamę podczas pierwszego meczu nowego sezonu ligi NFL i cykl telewizyjnych spotów w amerykańskich telewizjach. Analitycy szacowali koszt takiego pakietu na ponad 12 mln dolarów. Dodatkowo Sony zachęca do „Destiny" na swoim blogu poświęconym grom komputerowym i w prowadzonych przez siebie kanałach społecznościowych. Wprowadzono także specjalną ofertę na limitowaną edycję białych konsol PS4 z grą o 10 dolarów tańszą, niż gdyby kupować oba produkty oddzielnie. Sam tytuł sprzedawany jest za 60 dolarów. Według Sony to największe w historii przedsięwzięcie marketingowe.
Wspólnymi siłami udało się stworzyć produkt, który nie mógł sobie nie poradzić na rynku. Activision zapewniło praktycznie nieograniczone środki, Sony dodało wsparcie reklamowe, a do tego programiści z Bungie zaoferowali cenione umiejętności. „Destiny" każdego dnia dodaje do wyniku z pierwszego dnia sprzedaży kolejne miliony dolarów, a konkurencja może jedynie brać przykład.