Nagroda im. Herberta zdobyła już prestiż i rozgłos na świecie, głównie dzięki nazwisku patrona i randze pierwszych laureatów, ale nie bez znaczenia pozostają wartość finansowa (50 tys. dolarów) i opinia Polski jako kraju poetów.
Zburzone miasto
Durs Grünbein urodził się w 1962 r. w Dreźnie, które stało się częścią komunistycznych Niemiec symbolizującą zniszczenia wojenne, gdy przeszłość pozostawała żywą raną.
– W czasach mojej młodości wciąż było w Dreźnie wiele ruin – mówi poeta „Rzeczpospolitej”. – Pamiętam zwłaszcza Frauenkirche, niegdyś piękny zabytkowy kościół, obrócony w kupę gruzów. Ocalał jedynie pomnik Marcina Lutra na placu przed świątynią.
Dojrzewając, uświadomił sobie, że od historii nie może uciec, otaczała go zewsząd. Także za sprawą ludzi, których biografie były popękane nie mniej od budynków, a nieraz przekłamane lub pozacierane. Straumatyzowani klęską Niemcy zdecydowali się na nowy początek, dzięki któremu mieli zapomnieć o przeszłości, a co za tym idzie, wyzwolić z odpowiedzialności za wojnę. Przecież zrównywanie miast z ziemią, jak podkreśla Grünbein, nie zaczęło się od Drezna. Wcześniej były Guernica, Warszawa, Rotterdam, Coventry.
– Niektórzy wierzyli, że Drezno z racji swojej spuścizny nie zostanie zniszczone. A przecież od lat 30. to Niemcy udowadniali, że wojna rządzi się zupełnie inną logiką – tłumaczy.