„Jak wszyscy powtarzają we wspomnieniach, a powtarza to sam zainteresowany – pisze w posłowiu do wydanych właśnie przez Wyd. Literackie „Listów" Maria Prussak – redaktor odkrył dramatopisarza, który w końcu stał się jego pupilem".
„Jesteś mi bliską osobą, co nie wynika tylko z tego, że łączy nas teatr, od chwili kiedy posłałem Ci moją pierwszą sztukę. Nigdy nie wiadomo naprawdę, jakie sekretne alchemie ludzkich losów sprawiają, że jedni są nam bliżsi (bardziej bliscy) niż drudzy" – napisał Sławomir Mrożek w jednym z wielu listów adresowanych do Adama Tarna, redaktora naczelnego „Dialogu", kierownika literackiego Teatru Współczesnego w Warszawie, od końca 1968 roku do śmierci w roku 1975 przebywającego – w konsekwencji Marca '68 – na emigracji. Ten sam 1968 rok stanowi ważną cezurę również w życiu Mrożka, który po agresji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację opublikował list protestacyjny w prasie francuskiej i zrezygnował z obywatelstwa PRL.
Mrożek wielokrotnie cytować będzie depeszę, jaką otrzymał w 1958 roku po wysłaniu do „Dialogu" swej pierwszej sztuki, „Policji": „Sztuka doskonała, drukujemy natychmiast, proszę przyjechać do Warszawy. Tarn". A po warszawskiej premierze „Tanga" w lipcu 1965 roku Tarn w telegramie do autora mieszkającego wówczas we Włoszech, w Chiavari, pisał: „Premiera „Tanga" największym wydarzeniem teatralnym od 20 lat, a słyszałem głosy, że od „Wesela" Wyspiańskiego. Erwin (Axer – przyp. K. M.) znakomicie przekazał wszystkie warstwy znaczeniowe, wszystkie stopnie metaforyczności, przy czym obsada idealna. Najserdeczniejsze gratulacje, ściskam".
Podobnie entuzjastycznie powitał Tarn „Emigrantów". Ale ten pierwszy i bardzo krytyczny czytelnik sztuk Mrożka potrafił być do bólu szczery. Po „Krawcu" stwierdził: „Największą byś sobie – i ja Tobie – wyrządził krzywdę, drukując tę rzecz", a po „Tercecie": „Jest bardzo słaby (...) Sądzę, że powinieneś na razie poprzestać na opowiadaniach". Gdy autor przerobił „Tercet" na „Poczwórkę", Tarn wyrąbał: „Bardzo się boję o Ciebie, widząc, że zaczynasz pisać o niczym. Nie mam wątpliwości, że stać Cię na utrzymanie się na poziomie „Tanga" przez długie lata – ale pod warunkiem, że będziesz miał z czego czerpać. Musisz mieć stały kontakt z widzem, dla którego piszesz. Nie musisz mieszkać w Warszawie, możesz pół roku przebywać poza krajem, a pół roku w kraju, albo mieszkać za granicą i przyjeżdżać do Warszawy na parę miesięcy rocznie. Ale siedzenie w tej dziurze we Włoszech – póki nie masz 70 lat – jest zabójcze po prostu i dosłownie grozi literacką śmiercią czy banicją". List datowany był 1 listopada 1966 r., a Tarn – grzmiący niczym partyjny mentor – przywołuje przykłady Hłaski i Gombrowicza mające dowieść wszystkich możliwych plag, które spadają na pisarza oddalającego się od kraju.
Mrożka respons był grzeczny, wręcz delikatny, ale stanowczy: „Służba społeczna? („Pisarz polski poruszający żywotne problemy"). Nie czuję się na żadnej służbie i paradoksalnie pisarz, tylko nie czując się na służbie, nie czując żadnego obowiązku, może naprawdę służyć. Mamy już doświadczenia całych polskich pokoleń literackich, które niezmiennie czuły się na służbie, a nawet w imię służby się ograniczały. Służba przeszła, ograniczenie zostało".