Zawsze potargany, w związku z tym mówiono, że wyglądam jak „skurwiony Chopin", a głównym prezentem wręczanym mi wszędzie był grzebień, wtedy bardzo rzadko przeze mnie używany.Nawet na festiwalu teatrów debiutujących „Start" w Bydgoszczy tak zwane off-jury przyznało mi – jako członkowi oficjalnego jury – „Nagrodę grzebienia z herbem naszej Bydgoszczy".
(fragment wywiadu z Grzegorzem Gaudenem, s. 138)
Grzebień za PRL należał do podstawowych akcesoriów zadbanego mężczyzny (kobiety także, ale ponieważ kobiety nosiły grzebień w torebce, jego obecność była mniej ostentacyjna). Niezbędnością dalece przewyższał szczotkę do zębów, a nawet do butów, dystansując zdecydowanie nożyczki do paznokci, a być może nawet pędzel i maszynkę do golenia – taką na prawdziwe żyletki, które trzeba było wyciągnąć z papierka i żmudnie przykręcać, co nieuchronnie wiodło do samookaleczenia.