Zdanie Józefa Piłsudskiego o tym, że Polska jest jak obwarzanek, a to, co w niej najlepsze, znajduje się na jej brzegach, na Kresach, zrobiło oszałamiającą karierę. Kiedy powiedział je po raz pierwszy, trudno ustalić, wiadomo natomiast, w jakich okolicznościach przywołał je w 1931 roku, w 101. rocznicę wybuchu powstania listopadowego. Przyjął wtedy w Belwederze przedstawicieli Legionu Młodych i Myśli Mocarstwowej, studentów przebywających w Warszawie na Zjeździe Akademickiej Młodzieży Polskiej. W dwudziestce wybrańców – spośród rzeszy liczącej 2,5 tys. osób – znalazł się Ksawery Pruszyński. A oto fragment jego relacji opublikowanej w „Czasie” (nr 279/1931):
„Marszałek patrzy chwilę i rzuca pytanie: »A Pan, z jakich to stron?«”.
Gdym szedł do Belwederu, miałem nieprzepartą pokusę. Chciałem mówić o tym, cośmy czuli my, kresowcy, my, dla których wiosenna kampania 1920 roku była wyzwoleniem, była walką o n a s z ą wolność. Pokrzyżowały się plany, zawiodły nadzieje... Ale pozostał nasz kresowy dług wdzięczności Naczelnemu Wodzowi. Mówić o tym długo?
Powiedziałem sobie: nie można. Ale dziś, gdy Marszałek tak pyta, odpowiadam:
»Z Ukrainy, Panie Marszałku. Byłem, gdy Pan Marszałek szedł na Kijów m ó j k r a j wyzwalać«”.