Natomiast to, co w Polsce podawane jest jako „barszcz ukraiński", często ma z oryginalnym specjałem równie mało wspólnego, co fasolka po bretońsku z kuchnią francuską. Polski barszcz z uszkami czy rosół budzą nad Dnieprem zdumienie z domieszką nieufności: zupa powinna być przecież gęsta od warzyw!
Nie inaczej jest z pracą Aliny i Jacka Łęskich, która trafiła właśnie do księgarń: to wywar tak bogaty, że przewodniki po Ukrainie, które dotychczas mieliśmy w ręku, wydadzą nam się przy tym cienką, szpitalną zupką. Nieczęsto zdarzają się książki, których lekturę można rozpocząć w dowolnym miejscu: nawet kryminał wymaga przecież zawiązania intrygi. Tymczasem „Pokochać Ukrainę", czy otworzymy ją na stronach traktujących o różnicach smaków, czy o podobieństwie języków, czy o kościołach, czy o karierze stylu folk, czy o podróżowaniu pociągiem, czy o Odessie i Lwowie, wciąga po akapicie. Scen, które chcielibyśmy zobaczyć, smaków, których chcielibyśmy spróbować, pojawiają się dziesiątki: to Ukraina podziwiana szeroko otwartymi oczami.
Podziwiana, ale i rozumiana: książka Łęskich nie ma nic wspólnego z kolekcjonowaniem osobliwości i kuriozów, dzięki którym z wyższością zerkać można na „dziki Wschód" ozdabiający święte obrazki wyszywankami i zajadający się sałem, czyli słoniną. Kalejdoskop scen i wspomnień, z założenia bezpretensjonalny („chcemy opisać Ukrainę przez pryzmat zwykłego codziennego życia w tym kraju"), tłumaczy nieporównanie więcej niż kolejna nudna analiza (namnożyło się ich w ostatnich miesiącach straszliwie), której autor z namaszczeniem wyjaśnia nam, skąd się wzięli na Ukrainie Tatarzy.
Łęscy nie tłumaczą ex cathedra: opowiadają o doświadczeniach polsko-ukraińskiego małżeństwa, mimochodem trafiając w sedno aforyzmem („W pewnym sensie Ukraina jest podobna do Polski, tylko wszystko w niej jest »bardziej«. I kłopoty, i sukcesy, i blaski, i cienie"). Uświadamiają nam, „że my, Polacy, o Ukrainie nie wiemy praktycznie nic". Sprawiają, że po kilku godzinach prześmianych nad książką wiemy – nawet jeśli bywaliśmy już nad Dniestrem i na Krymie – o wiele więcej niż dotąd.
A tak się składa, że „Pokochać Ukrainę" czytamy właśnie w chwili, gdy na wschód od nas dokonują się dramatyczne narodziny narodu.