Nowa restauracja to miejsce przypominające poprzednie przedsięwzięcia restauratorki, ale w zupełnie odmiennym klimacie. Rustykalne dodatki, poduchy, przepastny kredens i żyrandole, przełamuje żywy, lounge’owy duch. To trochę tak, jakby Słodki-Słony wyposażyć np. w klubowy bar, doprawić tak, by uzyskać treść wielkomiejską i wieczorową.
Tutejsze gary, czyli naczynia, są żeliwne, ale filigranowe. Dania są eksponowane na delikatnej porcelanie Bavarii z podwiniętym brzeżkiem.
Szarości mieszają się ze złotem, barwy zimne przełamywane są naturalną żółcią świeżych kwiatów, drewnem solniczek, miodową barwą oliwy, słonecznikowym passepartout. Stare sztućce na tapetach zaostrzają te wszystkie dekoratorskie smaczki. Ale moi goście stwierdzili zgodnie, że wszystko to na nic, bo i tak czują się tutaj jak w sklepie wnętrzarskim przy Mokotowskiej.
Kulinarnym pomysłem na ten projekt również jest złączenie sprzeczności. W Garze zwyczajne spotyka się z ekstrawaganckim, przaśne z eleganckim, stare z nowym. Klasyczne dania są autorsko reinterpretowane i podawane w sposób subtelny i nowoczesny. Kilka tutejszych potraw to – jak ująłby to elżbietański dramaturg – wiele hałasu o nic. Kilka – rzuca na kolana. Przy okazji: menu w Garze to przykład, jak wspaniale można pisać o jedzeniu!.
Pawłowy quiche z sera koziego z masą z pieczonej cykorii w miodzie był cudowny. Rozpadające się na pyłek kruche ciasto, wyściełane bardzo słodką masą z cykorii związanej masłem i miodem, zwieńczone niczym koronką delikatną warstwą koziego sera. Jak przygotować takie kruche ciasto? To zagadka, do której tylko autorka przepisu i jej szef kuchni mają klucz. Pasztecik z ciasta filo podany do consomme z kurczaka to kolejny rarytas. Tysięczne warstwy ciasta, delikatnie wypełnionego szpinakowo-serową treścią, zmysłowo chrupiące. Krewetki na maśle i czosnku – trzy sztuki kosztowały fortunę, ale były świeżuteńkie, co nie jest oczywistością w warszawskich kuchniach. Świetna, wyrazista była też terrina z gęsiny.