Festiwal nie ma wiele wspólnego ze swoim pierwowzorem z lat 80. – Jarocin wtedy był jedyną taką imprezą – mówi Krzysztof Grabaż Grabowski, lider zespołu Strachy na Lachy. – Wówczas przyjeżdżało się słuchać młodych kapel, a nie gwiazd jak teraz.
Rzeczywiście – frekwencja podczas koncertów dowiodła, że fani ściągnęli tutaj, by posłuchać Asian Dub Foundation, Kultu czy Renaty Przemyk. Zadym nie było – nie licząc zadymek kurzu unoszącego się pod sceną, zatrzymania paru osób za posiadanie marihuany i męskiego striptizu.
Złotego Kameleona, główną nagrodę w konkursie młodych kapel, publiczność przyznała rzeszowskiemu Rockaway. Dla jednego z muzyków narodziny dziecka były ważniejsze od trofeum, dlatego też grupa nie zagrała na scenie głównej. Zobaczyliśmy tam za to stołeczny Reverox, którego rock z elementami funku i indie najbardziej spodobał się jarocińskiemu jury.
Nie obyło się bez powrotów do przeszłości. Obecni byli m.in. prekursorzy polskiego punku – niekoncertująca od 25 lat grupa Kryzys. Wyśpiewywane przez Roberta Brylewskiego hymny ówczesnej kontestującej młodzieży w rodzaju „Świętego szczytu”, „Telewizji” czy „Wojen gwiezdnych” porwały i widzów urodzonych długo po tym, jak zespół się rozpadł, i bywalców jarocińskich festiwali sprzed lat. W niedzielę przypomniała się druga ważna kapela tamtego okresu, czyli Tilt z Tomkiem Lipińskim.
Szczęście do występów w Wielkopolsce ma Renata Przemyk. Kontrabas czy akordeon to instrumenty egzotyczne na jarocińskiej scenie, a jednak jej muzyka została doskonale przyjęta, deklasując nie tylko Kryzys czy rodzinę Waglewskich, ale nawet będącą w doskonałej formie Kasię Nosowską, o Bretcie Andersonie nie wspominając.