W polskich mediach dopiero od niedawna mówi się o kryzysie, ale raczej w kontekście giełdy, spadku złotego, bezrobocia, niewypłacania pieniędzy. Francuzi już od września analizują, jak kryzys wpływa nie na rynek, ale na psyche. Z wyników sondażu przeprowadzonego przez prestiżowy miesięcznik „Psychologies” wynika, że prawie połowa zapytanych internautów niepokoi się kryzysem, 28 proc. jest nim bardzo zdenerwowanych. Dla 16 proc. jest on obojętny, a zabawny – nawet dla 10,7 proc.

– Kryzys paraliżuje nas. Budzi archetypowe strachy dzieciństwa, kiedy byliśmy całkowicie zależni od rodziców i bezradni. A utrata pieniędzy – to dla nas, jak podkreślał Freud – utrata części siebie – wypowiada się na łamach „Psychologies” Luce Janine-Devillars, psychoanalityczka. – Przeraża utrata kontroli. Ludzie nie są przygotowani do kryzysu, ponieważ nie jest on niczym konkretnym – uważa Dominique Servant, psychiatra. – Nasza reakcja na kryzys zależy od tego, jaką wartość mają dla nas pieniądze. Od września część moich pacjentów przychodzi do mnie co tydzień tylko po to, żebyśmy wspólnie liczyli ich oszczędności – zdradza tajniki gabinetu Marie-Claude Francois-Laugier, psychoterapeutka.Francuzi właśnie wpadli na pomysł, jak z niego wyjść.

„Jesteśmy niczym innym, jak tylko swoim własnym projektem” – te słowa Jean–Paul Sartre’a oraz przypomnienie, że „krisis” po grecku znaczy także „możliwość”, są teraz najczęściej powtarzanymi zdaniami-zaklęciami. Jak Francuzi sobie radzą? Przede wszystkim zastanawiają się nad sensem życia i swoją rolą w społeczeństwie, w rodzinie! Bon vivanci przechodzą właśnie dyskretną rewolucję, którą nazwali realliance (ponowne zjednoczenie). Autor tej nazwy Francois Bonnal, ekspert od kreowania marki, wyjaśnia, że tylko wyznawca nowej filozofii życiowej – człowiek realliance – jest w stanie pokonać ciężkie czasy. Dlaczego? Bo jest bardziej świadomy. Jednoczy w sobie kontrasty: lubi medytować (to zwraca go ku sobie), ale umie też negocjować niekorzystny dla siebie kontrakt (już nie chce pracować tylko dla pieniędzy), chce być bliżej natury (woli być niż mieć), ale jednocześnie lubi nowe technologie (ułatwiają życie), uwielbia kuchnię egzotyczną (ma szerokie horyzonty i interesuje go świat), ale jada u Marokańczyka na rogu (bo wspiera i docenia uczciwą pracę obcokrajowców). Generalnie: jest altruistycznym indywidualistą w erze zbiorowego kryzysu.

Człowiek realliance nie tylko buduje ekologiczny dom. Jeżeli jest paryżaninem, potrafi raz w tygodniu pojechać rowerem na drugi koniec miasta po warzywa i owoce ze specjalnej biouprawy. Jedna z dziennikarek „Psychologies” co miesiąc opisuje swoje kolejne ekowtajemniczenia. Niedawno przez tydzień jeździła bez samochodu. – Było ciężko – przyznaje.

– Ale warto to przeżyć. Kryzys na giełdzie wobec tłoku w paryskim metrze to pestka.En vogue są gadżety z kartonu i drewna: maleńki helikopter z drewna napędzany baterią słoneczną będzie najpopularniejszym prezentem na walentynki. Francuski człowiek realliance (lubi popląsać, ruch to zdrowie) czeka na pierwszą ekodyskotekę, podobną do tej, którą pod koniec ub. r. otworzył w Londynie miliarder Andrew Charalambous. Energia emitowana przez tańczących jest przetwarzana w energię, która w 60 proc. zaspokaja potrzeby lokalu.