Wiadomo, że jest bazą wszystkich zup. Może z wyjątkiem zupy nic. Czy na drobiu, wołowinie czy na rybach, ma opinię doskonałego środka łagodzącego skutki nadużycia alkoholu. W Polsce jako leciutki rosołek z kury.
Bardziej przekonuje mnie wersja chińska z doprawionej imbirem, solą i mąką kartoflaną drobniuteńko posiekanej białej ryby. Miesza się to jeszcze z ubitym na sztywno białkiem i nakłada łyżką na wierzch wrzącego bulionu drobiowego. Masa rybna wypływa na wierzch i przesiąka, nie łącząc się z bulionem.
Z wielką traumą i cudownym wyleczeniem kojarzy mi się azjatycka zupa z melona zimowego (zielonej odmiany naszej dyni).
Mój syn urodzony w Hanoi w prezencie na 18. urodziny dostał bilet do Wietnamu. Lecieliśmy do miasta Ho Chi Minh z Bangkoku, w którym jada się najlepiej na świecie. Na kolację dwa dni przed wyjazdem do Ho syn wybrał hotelową restaurację. Świeciła pustkami, choć kucharze przygotowali mnóstwo potraw. Goście i tak poszli do miasta. To powinno nam dać do myślenia.
Na moim talerzu wylądowały pyszne krewetki. Ale musiały być rozmrażane i zamrażane. To największy grzech kucharza, wręcz zbrodnia. Efekt był do przewidzenia. Ale matki Polki tajska trucizna nie zabije. Po dwudniowym umieraniu wyczołgałam się z łóżka i polecieliśmy do Ho. Wietnamczycy polecili mi właśnie zupę z zimowego melona. To leciuteńki rosołek drobiowy, w którym pływały kurczakowe pulpety doprawione imbirem, kawalątka trawy cytrynowej i dynia. Zupa była podana w wydrążonym melonie, który dodał rosołowi słodyczy. Zdrowemu można podać z łyżką wina ryżowego. Choremu pomagają cudowne właściwości odtruwające dyni i imbiru.