Styliści w tym sezonie stawiają na lata 30-40, 60 oraz 80. Zasada numer jeden: fryzura ma współgrać ze strojem i makijażem, podkreślić naszą delikatność osobowość czy drapieżny charakter. – Nie oznacza to jednak, że idziemy w dosłowność. Mieszamy style. Bierzemy coś z dawnych lat, ale dodajemy nutę współczesności – podkreśla Robert Kupisz, stylista fryzur współpracujący ze światowymi magazynami mody Vogue, Elle, Marie Claire i Cosmopolitan.
– Na szczęście w tej chwili panuje taki eklektyzm, że właściwie każdy może wybrać coś dla siebie – mówi. – Dobrym przykładem jest piosenkarka Amy Winehouse, która maluje się i czesze w stylu lat 60. Jednocześnie jest bardzo współczesna, bo ma tatuaże i "dzisiejsze" ubrania. Młode dziewczyny ją podziwiają i naśladują – mówi stylista. – Ja sam od lat noszę bardzo klasyczną fryzurę z lat 50. Robi mi ją starszy fryzjer. Są równo przycięte, na środku jest przedziałek. Mogę to zestawiać ze współczesnymi ubraniami typu podarte dżinsy. Taki kontrast jest fajny – zaznacza.
Jednak jak twierdzi, na polskich ulicach wciąż dominuje jednak kiczowaty styl. – Dziewczyny utlenione na blond lub na czarno naśladują w ten sposób niektóre piosenkarki czy aktorki – ocenia Kupisz. – Na szczęście coraz więcej młodych ludzi jest jednak świadomych i eksperymentuje. Jeżdżą po świecie, widzą, jak wyglądają rówieśnicy w innych miastach. Nie mają kompleksów, odważnie podchodzą do mody. Nie różnią się niczym od ludzi z Paryża czy Nowego Jorku – tłumaczy.
[srodtytul]Zebry odchodzą do lamusa[/srodtytul]
Wyraźnym trendem tegorocznej jesieni jest powrót do lat 50 czy 60. - Kobieta była wtedy bardzo mocno ucharakteryzowana, a zrobienie fryzury wymagało często wielogodzinnej pracy. Teraz na tej bazie powróciła moda na fryzury bardzo kobiece, naturalne, w stylu retro czy glamour – opowiada Robert Kupisz. Niemodne są za to męskie cięcia, wygolone głowy czy stylizacje grunge'owe.