Wchodząc na bazar egipski w Stambule, po raz pierwszy zrozumiałem czar Orientu.
Na straganach na tym bazarze na przemian stoiska z przyprawami tuż obok sprzedawcy chałwy, owoców kandyzowanych i wszelkiego rachatłukum, a zaraz kawior rosyjski i perski. Kupiecka śmietanka wszech czasów. Wchodząc do tego budynku, miałem wrażenie, że bramy Lewantu otwierają się niczym wrota Sezamu. To możliwe, że chrześcijański naród dał się zauroczyć pogańskiemu imperium. Wpływy tureckie w dawnej Polsce obejmowały modę, uzbrojenie, nie mówiąc o kuchni. Zakochaliśmy się w bogactwie korzeni i słodyczy.
Krążąc po alejkach i ulicach rozciągających się poniżej Wielkiego Bazaru, a dochodzących do Złotego Rogu mogłem sobie wyobrazić, jak czuli się nasi przodkowie. Ówczesna Północ z zazdrością musiała myśleć o bogactwach Wschodu. Nawoływania sprzedawców rozlewają się do dziś po targowisku niczym fale domina. Niezależnie od tego, czy sprzedają owoce, pasmanterię czy na miejscu wytwarzane grille, jest to spektakl mający nas uwieść. Gdy moim oczom ukazały się niepozorne puszki z napisem „kaymak”, to, wierzcie lub nie, wzruszyłem się do cna.
W poszukiwaniu ciast mazurkopodobnych zaglądałem do każdej kawiarni. Niczego podobnego do mazurka nie znalazłem ani w książkach o kuchni tureckiej ani w tamtejszych cukierniach. Gros tureckich ciast oparte jest na yufce zwanej na zachodzie ciastem filo, którego na pewno każdy próbował w baklavie. Jeśli już szukałbym przodków naszych mazurków, to prędzej doszukiwałbym się ich w tysiącach odmian lokum. Po pierwsze to, że współcześnie zakładamy kruchy spód mazurka, nic nie znaczy. Wedle wszelkich autorytetów może być on zrobiony z ciasta biszkoptowego, drożdżowego i opłatka. Właśnie ten ostatni wygląda obiecująco turecko. W wariancie orzechowym bliżej mu do nugatu niż do ciasta w naszym rozumieniu.
Oczarowani Orientem wprowadziliśmy do polskiego jadłospisu mocne nuty słodkie i korzenne. Jeśli mnie, człowiekowi z cywilizacji opartej na tanim cukrze, pociekła ślinka na widok tych wszystkich fig i innych owoców kandyzowanych faszerowanych orzechami, turkish delight z pistacjami, chałw wszelakich, rożków i kebabów z masy morelowej i miodu, to co mógł sobie pomyśleć taki Sarmata. Nic dziwnego, że polska szlachta wolała w tym okresie wywodzić swoje korzenie od irańskich ludów koczowniczo-pasterskich zamiast od poczciwych Słowian, których pozostawiali chłopskim masom.