Co tu zresztą podsumowywać, gdy jesteśmy w połowie roku Chopinowskiego. Filharmonia Narodowa włączyła się w rocznicowe obchody i kilkoma swoimi wydarzeniami przebiła innych. To z jej orkiestrą zagrał w Warszawie Lang Lang, to ona urządziła recitale Andrasa Schiffa czy Nikolai Demidenki.
A na wieczór z koncertami Chopina i Schumanna zaprosiła Larsa Vogta. W moim rankingu pianistów, których słuchaliśmy w 2010 r. w chopinowskich koncertach, niemiecki muzyk zajmuje pozycję bardzo wysoką, tuż po Jewgieniju Kissinie, Lang Langu i Januszu Olejniczaku.
Ta klasyfikacja może się zmienić, bo czeka nas sierpniowy festiwal „Chopin i jego Europa”, a w październiku wybuchnie szaleństwo związane z konkursem chopinowskim. Potem jednak życie muzyczne wróci do normy. Szykują się miesiące skromniejsze i bez tylu gwiazd, na które dzięki 200. rocznicy urodzin Fryderyka znalazły się pieniądze. Chcę jednak wierzyć, że przyszły sezon będzie nie mniej ciekawy.
Znany jest już jego program. Tym razem nie słynni soliści mają przyciągać słuchaczy, lecz wielkie dzieła symfoniczne: zarówno te romantyczne, jak i skomponowane w XX w. i w obecnym stuleciu. Będzie więcej Brucknera, Mahlera, Francka czy Liszta, a także Strawińskiego, Szostakowicza, Nielsena, Pärta i Mykietyna.
To ambitny plan nie tylko dlatego, że nieco inne są gusty warszawskiej publiczności. Przede wszystkim jednak wymaga bardzo dobrej orkiestry, nasza zaś bywa kapryśna i zmienna. Potrafi jednak czasem oczarować. I tak właśnie było na zakończenie sezonu, gdy z Jerzym Semkowem zagrała VIII Symfonię Antona Brucknera.