Na eksperymenty tak, ale to był inkubator, w którym mogło się kotłować, a nic poza tym inkubatorem (czyli zewnętrze) w ogóle nie istniało. Nigdy nie byłam dobrze ułożonym dzieckiem, marzeniem wszystkich rodziców i nauczycieli. I nie mówię dlatego, żeby podkreślić, że byłam zawsze buntowniczą naturą, ale po prostu nie udawało mi się inaczej.
[b]Przyznaję, że łatwiej jest przyjąć do wiadomości takie wytłumaczenie niż myśl o cynicznym graniu na emocjach.[/b]
Ja nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że film towarzyszący „Piramidzie zwierząt” wywoła takie reakcje. Nie przewidziałam, że to tak będzie. Przecież pokazywałam oczywistą rzecz, której nie da się zaprzeczyć.
[b]Po bardziej tradycyjnych początkach dość szybko zajęła się pani własnym ciałem jako materią sztuki.[/b]
Szybko? Nie wiem. Ciało zawsze mnie interesowało, ciało i seksualność. Andrzej Karaś, kolega z roku, uświadomił mi ambiwalencję seksu. Wydział rzeźby był obliczony raczej na facetów. To dopiero z naszymi rocznikami zaczęło się przełamywać, a dziś w ogóle jest tak, że faceci na rzeźbie to rodzynki. I nie ma kto worków z gipsem nosić. Bo u nas ciągle rzeźba to rzeźba, malarstwo to malarstwo, scenografia to scenografia… Moja choroba na pewno przyśpieszyła proces zainteresowania się ciałem.
[b]Czy zmieniające się ciało wywoływało fascynację?[/b]