Reklama

Piotr Anderszewski i orkiestra z Baden-Baden

Piotr Anderszewski odkrył dzikość w muzyce Karola Szymanowskiego, orkiestra z Baden-Baden straszyła piekłem w symfonii Liszta

Publikacja: 05.02.2011 00:45

W piątkowy wieczór w Filharmonii Narodowej stare utwory odmłodniały i – co tu ukrywać – stały się bardziej interesujące. Wszystko za sprawą niemieckiej orkiestry z Baden-Baden, jej francuskiego szefa Sylvaina Cambrelinga i polskiego solisty Piotra Anderszewskiego.

Przyjazd pianisty zmobilizował jego licznych fanów, którzy zgotowali mu entuzjastyczną owację. Całkiem zasłużenie, bo „Symfonia koncertująca” Szymanowskiego, w której zagrał solową partię, dzięki niemu zyskała nowe życie.

Ten utwór znamy z dziesiątek wykonań, ale Anderszewski nadał mu nowe brzmienie od początkowych taktów pierwszego tematu. Zagrał je delikatnie, ale dźwiękiem mrocznym, wręcz niepokojącym. Potem nie zawahał się poszatkować narracji na drobniejsze cząstki, a muzyka nabrała energetycznego, momentami wręcz dzikiego charakteru. Była to jednak interpretacja spójna i zakończona porywającym finałem.

Za gorące przyjęcie Piotr Anderszewski zrewanżował się fragmentem suity Bacha i tańcem Bartoka. Obok Szymanowskiego to jego ulubieni kompozytorzy, ich muzykę potrafi grać fascynująco.

Reszta wieczoru należała już do artystów z Baden-Baden. Można powiedzieć, że to zespół z niemieckiej prowincji, ale chciałoby się mieć tej klasy orkiestrę w najważniejszych polskich miastach.

Reklama
Reklama

Sylvain Cambreling jest zaś dyrygentem o olbrzymim doświadczeniu i pięknej karierze, który potrafi wnikliwie wejrzeć w partyturę.

Swą wszechstronność udowodnił, najpierw prowadząc muzyków w subtelnych, mgławicowych „Six épigraphes antiques” Debussy’ego, a koncert zwieńczył potężną „Symfonią dantejską” Liszta.

W tym obrazie wędrówki przez kręgi zaświatów wszystko było jak należy. Piekło ujawniało swą grozę niskim rejestrem skrzypiec i ponurym brzmieniem instrumentów dętych. Czyściec opisany został długimi frazami i delikatną fugą. W Niebie nuty wznosiły się ku górze, a klimatu dodała żeńska część chóru Filharmonii Narodowej.

Za życia kompozytora to była muzyka nowoczesna, dziś wydaje się banalna. Ale nie wybrzydzajmy, mamy Rok Liszta z okazji 200. rocznicy urodzin. Obyśmy mogli częściej słuchać jego utworów w takim wykonaniu.

W piątkowy wieczór w Filharmonii Narodowej stare utwory odmłodniały i – co tu ukrywać – stały się bardziej interesujące. Wszystko za sprawą niemieckiej orkiestry z Baden-Baden, jej francuskiego szefa Sylvaina Cambrelinga i polskiego solisty Piotra Anderszewskiego.

Przyjazd pianisty zmobilizował jego licznych fanów, którzy zgotowali mu entuzjastyczną owację. Całkiem zasłużenie, bo „Symfonia koncertująca” Szymanowskiego, w której zagrał solową partię, dzięki niemu zyskała nowe życie.

Reklama
Kultura
Córka lidera Queen: filmowy szlagier „Bohemian Rhapsody" pełen fałszów o Mercurym
Kultura
Ekskluzywna sztuka w Hotelu Warszawa i szalone aranżacje
Kultura
„Cesarzowa Piotra”: Kristina Sabaliauskaitė o przemocy i ciele kobiety w Rosji
plakat
Andrzej Pągowski: Trzeba być wielkim miłośnikiem filmu, żeby strzelić sobie tatuaż z plakatem do „Misia”
Patronat Rzeczpospolitej
Warszawa Singera – święto kultury żydowskiej już za chwilę
Reklama
Reklama