Sport, który wiele wybacza

Co tak fascynuje w byciu zamkniętym w klatce i uderzaniu rakietą w malutką piłeczkę? Można się naprawdę mocno zmęczyć. I to w krótkim czasie. Dlatego przez ostatnie dwa lata liczba kortów w stolicy się podwoiła. Dziś gra ponad 25 tys. warszawiaków.

Publikacja: 03.06.2011 12:53

Zacząłem zupełnie przypadkowo i od siedmiu lat gram regularnie – mówi Marcin Karwowski, nasz najbard

Zacząłem zupełnie przypadkowo i od siedmiu lat gram regularnie – mówi Marcin Karwowski, nasz najbardziej obiecujący junior (na zdjęciu w białej koszulce podczas gry z Gregorym Gaultierem)

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Wielu kojarzy squasha ze sceną w kultowym dla białych kołnierzyków filmie „Wall Street". Michael Douglas jako rekin finansjery Gordon Gekko toczy na korcie zacięty bój z aspirującym do świata przepychu i luksusu Budem Foxem (Charlie Sheen). W tym przypadku squash był symbolem statusu i wydawało się, że każdy, kto nie jeździ limuzyną z szoferem albo co najmniej wypasionym jeepem, na tę grę decydować się nie powinien.

Jednak od lat 80. XX wieku wiele się zmieniło. I choć dziś wciąż nie jest to rozrywka masowa, to jednak gra w squasha wielu ludzi, których moglibyśmy nazwać przeciętnymi Kowalskimi.

Piłka w krzaki nie poleci

– Squasha odkryłem ze dwa lata temu. Kolega mnie namówił i zagraliśmy. Ale on był dużo lepszy, wygrał zbyt łatwo i nie miał żadnej zabawy. Dlatego więcej nie chciał się ze mną spotykać na korcie – śmieje się Rafał Sieradzki, który pracuje jako freelancer przygotowujący teksty reklamowe. – Wciągnąłem więc moich kolegów i grywam co najmniej raz w tygodniu.

Co mu się podoba w tej grze?

– Można się naprawdę zmęczyć. Po godzinie jestem cały mokry, a ja lubię sporty aerobowe – wyjaśnia.

To, że squashem łatwo się zarazić, potwierdza Paweł Szostek, dyrektor turnieju na odbywających się w ubiegłym tygodniu w centrum handlowym Blue City Indywidualnych Mistrzostwach Europy.

– Zaczynając grę, trzeba być świadomym jednej rzeczy: 90 proc. tych, którzy raz spróbują, będzie na kort wracać. A połowa stanie się graczami namiętnymi – mówi były polski reprezentant.

A dlaczego warto spróbować? – Squash wiele wybacza. Tu nie jest jak w tenisie: uderzysz za mocno – szukasz piłki w krzakach, uderzysz w bok, to też niedobrze. By mieć „fun" z gry w tenisa, trzeba trenować kilka lat. W squashu dobrze będziesz się bawić od pierwszych godzin. No i bardzo szybko widać postęp – twierdzi Szostek.

Od mnichów i więźniów

Choć wymiary boiska do gry skodyfikowano dopiero w latach 20. ubiegłego wieku, to pierwsze wzmianki o swego rodzaju prekursorze squasha sięgają XII-wiecznych klasztorów we Francji. W przerwie między modlitwą, refleksją i pracą mnisi... wkładali specjalne rękawice i uderzali piłką w rozciągniętą na klasztornym podwórku siatkę służącą do połowu ryb.

Kolejnym istotnym etapem rozwoju squasha był wiek XV, gdzie w jednym z angielskich więzień wynaleziono nową odmianę gry: rakietami uderzano piłką w mury. Jak wiadomo, w takim przybytku miejsca zazwyczaj brakuje, za to wysokich i na dodatek gładkich murów jest zdecydowanie pod dostatkiem.

Do Warszawy gra dotarła w połowie lat 90. XX wieku. Jednym z pierwszych miejsc, gdzie można było uderzać rakietką w ścianę, był Ośrodek Sportu i Rekreacji na Solcu. Korty są tu do dziś, ale standardu wysokim nazwać nie można.

Z biegiem czasu kortów zaczęło przybywać, a ostatnie dwa lata to ich prawdziwy wysyp. Powstała już nawet szkółka gry dla młodych.

Większość warszawskich graczy to mężczyźni między 20. a 40. rokiem życia. Ale bieganie w klatkach lubią też kobiety. Jak tłumaczy Szostek, ten sport jest dobry dla płci pięknej, bo gracz ma ciągle ugięte nogi (to ćwiczy uda), rakietka jest lekka, a taki ruch dobrze działa na ramiona – nie są obwisłe.

Mimo wszystko wielu ludzi wciąż o squashu jeszcze nie słyszało.

– Pamiętam, jak stawialiśmy pierwszy szklany kort. Tego samego dnia w Blue City odbywała się wystawa akwarystyczna. Podeszła do nas babcia z wnuczkiem i spytała, czy w tym akwarium będą pływać rekiny – wspomina Szostek, współwłaściciel klubu Squash City. – Zależało nam na organizacji mistrzostw Europy – mamy nadzieję, że dzięki temu więcej osób będzie się mogło o takiej formie spędzania czasu dowiedzieć.

Na początku jest ból

Parafrazując słowa piłkarskiego trenera wszech czasów Kazimierza Górskiego, „piłka jest okrągła, a rakiety dwie". Nieco upraszczając, w squashu chodzi o to, by piłką trafić w przednią ścianę. Od podłogi może się ona odbić tylko raz. Ale od innych ścian – bez żadnych ograniczeń. Oczywiście, należy ją uderzyć w ten sposób, by przeciwnik już do niej nie dobiegł i nie zdołał jej odbić. Gra się do 11 pkt w secie. By zwyciężyć, trzeba wygrać trzy.

Po pierwszym meczu adepta squasha boli... wszystko. Co ciekawe, nawet mięśnie z istnienia których często nie zdajemy sobie sprawy. Bardzo problematyczne może być więc chodzenie po schodach albo schylanie się. Ale to z czasem mija.

Podobnych problemów na pewno nie miała goszcząca w Warszawie europejska czołówka. Choć na mistrzostwach zabrakło znakomitych Egipcjan (w tym kraju squash to sport narodowy, mocno dotowany, ale dla młodych ludzi zostanie dobrym graczem to szansa na wydostanie się z biedy), to i tak gwiazd nie brakowało. Publiczność szczególnie podziwiała dwie legendy squasha – Francuzów Thierry'ego Lincou i Gregory'ego Gaultiera. To z tym drugim przegrał najlepszy polski junior Marcin Karwowski, który jest kolejnym przykładem na to, jak zaraźliwy może być ten sport.

– Zacząłem zupełnie przypadkowo. Byłem na wakacjach z ojcem, chcieliśmy zagrać w ping-ponga, a stół został ustawiony na korcie do squasha. Spróbowaliśmy. I tak od siedmiu lat, zarówno ja, jak i ojciec gramy regularnie – mówi Karwowski.

W mistrzostwach brała też udział reprezentacja z Holandii.

– U nas gra kilkaset tysięcy ludzi – opowiada Piedro Scheertman, druga rakieta kraju tulipanów. – Grają biali, czarni, robotnicy, prawnicy, kobiety, mężczyźni. Po prostu wszyscy.

W Warszawie jeszcze nie. Ale wygląda na to, że tych, którzy połknęli bakcyla o nazwie squash, przynajmniej na razie przybywać nie przestanie.

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"