Arctic Monkeys debiutowali w 2006 roku albumem „Whatever People Say I'm, That's What I'm Not", który na Wyspach Brytyjskich w pierwszym tygodniu sprzedaży rozszedł się w prawie 400 tysiącach egzemplarzy. Szybko zyskali tytuł najlepszej grupy od czasu The Libertines, a brytyjska krytyka uważała, że nawet od Oasis.
Młodą publiczność grupa rzuciła na kolana dynamicznym gitarowym rockiem. Przebojami o sile dynamitu „I Bet You Look Good on the Dance- floor" i „Dancing Shoes". Spodobał się chropowaty głos wokalisty Aleksa Turnera.
Niestety, drugi i trzeci album nie były już tak dobre jak pierwszy. Arctic Monkeys okazali się kolejnym zespołem, który spoczął na laurach. Można było pomyśleć, że co najwyżej stać go na kilka średniej klasy kompozycji. Na szczęście grupa fantastycznie sprawdza się na koncertach. Dlatego przetrwała słabsze lata, imponując dystansem do muzycznych mód. Muzycy nie kryją makijażem młodzieńczych pryszczy, a ubierają się chyba w ciucholandach.
Ich najnowszy, czwarty, studyjny album nawiązuje tytułem do graffiti w jednej ze scen „Mechanicznej pomarańczy" Stanleya Kubricka, ale dla wszystkich, którzy spodziewają się kolejnej eksplozji mocnych gitarowych brzmień, będzie gigantycznym zaskoczeniem. Jest to najspokojniejszy, najbardziej melancholijny krążek w dorobku kwartetu.